Wild Mint

Nadszedł czas na opisanie kolejnego aromatu miętowego, a zarazem kolejnej tabaki cenionego przeze mnie producenta, którym jest Gawith Hoggarth. Wielkie wiązałem z nią nadzieje, bo i niemałym zaufaniem darzę blenderów z Kendal. A do tego sam aromat mięty, który tak uwielbiam.

Tabakierki tej firmy opisywałem już nieraz, nic nie zmieniło się w tej kwestii - i bardzo dobrze. Skromność etykiety i złoty połysk pudełka tworzą w efekcie niebanalną całość, dumnie prezentującą się na półce wśród innych tabakierek. Po raz kolejny zwrócę jedynie uwagę na ostrożność, którą należy zachować przy wysypywaniu specyfiku na dłoń. Konsystencja sprawia, że proszek śmiało wylatuje z otworu pudełeczka... i to w dużych ilościach. Należy zatem sypać z niezwykłą ostrożnością i wyczuciem.

Wild Mint swą konsystencją nie odbiega od standardów. Obcujemy więc z drobno zmielonym produktem, suchym, o barwie jasnego brązu. Jeśli przyjrzymy się z bliska, możemy dostrzec małe, jasne drobinki.

Przyjemny aromat mięty wyczuwamy jeszcze przed zażyciem, zacierając ręce na samą myśl o degustacji. Nie czekając dłużej, przystawiamy dłoń do nosa i zażywamy. Osoby mające wcześniej styczność z produktami Gawith Hoggarth nie będą pewnie zdziwione pierwszą reakcją - niemałym uszczypnięciem w nozdrza. Zmielenie tabaki może wycisnąć niejedną łzę - to już takie tradycyjne preludium przed wprowadzeniem aromatu. Dla doświadczonego w "anglikach" tabacznika nie będzie to nic dziwnego. Ot, takie pobudzające uderzenie już na samym początku. Następnie zaczynamy wyczuwać właściwy aromat i analizujemy, czy napis na tabakierce zgadza się z zawartością. Ktoś powie: "mięta, zgadza się, wszystko gra". Hm, tak to prawda. Ale skupmy się bardziej na aromacie, a dostrzeżemy coś ciekawego. Moim zdaniem zawarto tutaj pewną mieszankę aromatów miętowych. Mogę się mylić, ale myślę, że stworzono tutaj hybrydę mięty zwykłej z pieprzową (ktoś kiedyś chyba też to zaobserwował). Aromaty przeplatają się, racząc nas za każdym razem różną ich intensywnością. Łagodność zwykłej mięty tańczy z zadziornością mięty pieprzowej, przynosząc ciekawe doznania aromatyczne. Jeżeli lubisz tabaki o tej nucie, to Wild Mint z pewnością Ci się spodoba. Mentolu tutaj nie uświadczymy, za to dostajemy tytoń z górnej półki, który stanowi świetną bazę, i w tej kwestii nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Minusem może być trwałość aromatu i jego małe natężenie (podobnie jak w Dry Orange), tak więc finalnie pozostaje mały niedosyt.

Słowem zakończenia, Wild Mint to produkt solidny. Połączenie dwóch gatunków mięty sprawdza się wyśmienicie, a dobry jakościowo tytoń pieczętuje pozytywny całokształt. Dołóżmy do tego ciekawą tabakierkę, a w sumie wyjdzie nam produkt, który warto nabyć, warto spróbować, warto mieć w swojej kolekcji.

Na wstępie powiem ze jest to mój pierwszy zakup tabak od Hoggartha.Dosyć miło mnie zaskoczył i sądzę ze nie ostatni raz zamoczyłem nos w jego wyrobach.
No to teraz do rzeczy.Tabakiera ładna,nie ma z nią większych problemów więc jest ok.Sama tabaka jest mocno zmielona, posiada brązową barwę.Przed kupnem spodziewałem się mocnego uderzenia z jej strony.Co sie okazało,owszem na poczatku jest dosyć mocna gdyż jest dobrze zmielona,potem jednak czuć miły aromatyczny zapach przypominający mięte pieprzową.Nie jest to jakiś wyrazisty aromat jednak jest on bardzo przyjemny dla nos.
Ta tabaka po prostu ma klimat.Czuć w niej tą dzikość,którą mona odkryć dopiero po paru zażyciach.Polecam ja miłośnikom lekkich smaków, nie lubiącym tzw "kopa" .Jest subtelna i naprawdę bardzo fajna.
Szczególnie polecam brać ja na świeżym powietrzu gdyż wtedy bardziej czuć ten aromat "lekkiej,dzikiej" mięty.