Witam wszystkich zacnych użytkowników serwisu. Od VII Mistrzostw Polski w Zażywaniu Tabaki minęło już trochę czasu, emocje zdążyły opaść. Nadszedł więc czas na długo oczekiwaną relację z tej jakże prestiżowej imprezy. Jednocześnie chciałbym przeprosić wszystkich za zwłokę, mam nadzieje, że oczekiwanie osładzaliście sobie jakąś dobrą tabaczką. Nie przedłużając przejdę do meritum.
W niedzielę 26 lipca anno Domini 2009, o godzinie 13.31 wyruszyłem z ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem Mohle w Kamieniu Krajeńskim, kierowany GPS-em ku Chmielnu. Mój rodziciel, dzielnie dzierżył kierownicę naszego japońskiego krążownika szos, dzięki czemu odległość 118 kilometrów dzielących mnie od bastionu kaszubskiej tabaki, udało się pokonać w niecałe dwie godziny. Ulice Chmielna były opustoszałe, wiatr przeganiał papierki, a para użytkowników taniego wina smętnie pociągała z flaszki. Skręciliśmy w drogę wiodącą na stadion miejski i… zamarliśmy zszokowani. Cała ulica zawalona była samochodami zaparkowanymi na każdym tylko możliwym miejscu. Od razu było widać, że impreza ściągnęła ludzi z całej Polski. Zauważyłem rejestracje z Warszawy, Gdańska, Gdyni, Torunia i Szczecina. W końcu znaleźliśmy odpowiednie miejsce do pozostawienia samochodu i udaliśmy się na stadion. Moim oczom ukazał się dosyć uroczy widok.
Czym prędzej udałem się na zwiad. Szybko przesmyknąłem się obok stoisk z balonikami i łakociami, ominąłem trampolinę i strzelnicę paintballową, aby znaleźć się tuż pod sceną.
Mistrzostwa już się rozpoczęły, toteż przegapiłem nazwisko kaszubskiego konferansjera, jak i nazwiska osób zasiadających w Wielkiej Loży Sędziów. Pozostawiłem tatę przy siedzibie organizatorów, a sam wkroczyłem w falujący tłum. Chwilkę błąkałem się przy stoisku z wyrobami rogarzy, podziwiając ich kunszt i żałując, iż nie mam trochę więcej pieniędzy w mym studenckim budżecie.
Następnie udałem się do stoiska TTI, aby załatwić pewne sprawy związane z konkursami w naszym serwisie. Po krótkiej, acz treściwej rozmowie podszedł do mnie jakiś tabacznik w szarej bluzie i zaproponował wspólne zażycie. A tabaki, tak samo jak pacierza, nigdy nie odmawiam. Okazało się, iż owym tajemniczym tabacznikiem był M_O_K. Od razu zrobiło mi się raźniej na duszy. Niespodziewane spotkanie trzeba było oczywiście otabaczyć, w czym dopomógł Gletscher Extra i Tiger Guarana. Ruszyliśmy w tłum, a konkretnie do stoiska TTI, gdzie czekała na nas degustacja.
W rozmowie z przedstawicielami TTI dowiedzieliśmy się, iż w niedługim czasie na rynek zostanie wprowadzona Ozona Orange. Egzemplarz, który otrzymałem wraz z Ozoną Raspberry ma już polskie ostrzeżenie przed szkodliwością, co oznacza, że tego dnia można było po raz pierwszy spróbować polskiej wersji Ozony. Również dzięki uprzejmości panów z TTI, ja i kolega M_O_K mogliśmy skosztować tabaki Nefha prosto z Maroka.
W międzyczasie na scenie pojawiło się kilku tabaczników. Starszych…i młodszych. Nie mogło również zabraknąć prawdziwej tabacznicy.
Podczas gdy jury oceniało występy, ja i M_O_K natknęliśmy się na pana Piotra Turzyńskiego (na zdjęciu niżej po lewej), wytwórcę rożków, które można było wygrać w konkursach na najlepszą recenzję danego miesiąca.
Pan Piotr miał dosłowne urwanie głowy, tak wielu ludzi wypytywało o jego wyroby, ale znalazł chwilkę czasu, aby z nami porozmawiać.
- Możemy zadać panu parę pytań?
- Piotr Turzyński – Oczywiście.
- Od jak dawna zajmuje się pan rogarstwem?
- – Hmmm tabaczę od chłopaka, a pierwszą tabakierkę robiłem dla siebie. Zaczęło się od tego, że kupowanie tabakierki za sto dwadzieścia złotych wydawało mi się za drogie, a wiedziałem jak to się robi. Mój dziadek robił tabakierki, potrafił i spódnice uszyć dla babci i ciesielką się zajmował, był taką złotą rączką. A później to już samo poszło. Obecnie mam gospodarstwo, ale na czymś w zimie trzeba dorobić. Chociaż teraz to zaczynam już w lecie, bo i zainteresowanie ostatnio wzrosło.
- Czy ktoś jeszcze uczył pana rogarstwa?
- – Właściwie to jestem samoukiem, podpatrzyłem co nieco od dziadka. Pomógł mi jeszcze młodszy kuzyn, który widział jak dziadek produkuje prochownice, co jest podobne, choć trudniejsze.
- Czy mógłby pan opowiedzieć coś o produkcji rogów? To jest trudne zajęcie?
- – To jest trudne zajęcie, dlatego, że każdy róg jest inny, do każdego rogu trzeba oddzielnie podejść. Trzeba wiedzieć jak odpowiednio zaginać róg, jak dorobić do niego denko. Róg musi być solidny, dokładnie wykonany, bez żadnych szmatek wewnątrz.(tu pan Piotr prezentuje wnętrze jednego z rogów). Poza tym wyrób rogów wymaga wiele cierpliwości.
- Czy rogarstwo jest rzemiosłem wymierającym?
- – Nie, co raz więcej chłopaków wyrabia rogi. Tylko zazwyczaj zrobią kilka i kończą.
- Dlaczego?
- – Jest to zajęcie czasochłonne, a trzeba jeszcze umieć róg sprzedać.
- A czy gdyby ktoś chciał się nauczyć rogarstwa, czy udzieliłby Pan takiej osobie jakiegoś wsparcia?
- – Raczej nie, nie chce sobie psuć koniunktury(tu pan Piotr uśmiecha się szelmowsko)
- Dziękujemy za rozmowę
Na odchodnym pan Piotr poczęstował nas swoją ulubioną tabaką – D Doppelaromą i podarował jedną ze swych przepięknych tabakierek, którą będzie można wygrać w naszym wakacyjnym konkursie.
Gdy my przeprowadzaliśmy wywiady na scenie pojawił się jedyny uczestnik nie będący Kaszubem. Natomiast nasz wzrok przykuł pewien napis, na widok którego nasze twarze rozjaśnił uśmiech…
Pod tym szyldem siedział prawdziwy tabacznik z tabacznikiem i dennicą, w której mielił liście tytoniu.
Przepchaliśmy się przez tłum i zaczęliśmy rozmowę.
- Dzień dobry jesteśmy z Top25Snuff, możemy zadać panu kilka pytań?
- – (Tabacznik) Proszę bardzo.
- Czy do mielenia tabaki potrzeba jakiś specjalnych umiejętności?
- – Nie (śmieje się) trzeba tylko umieć kręcić w prawo i w lewo.
- A z czego wykonał pan swój tabacznik?
- – Tradycyjnie z jałowca.
- A tytoń? Jakiś konkretny gatunek?
- – Zazwyczaj Machorka lub Virginia.
- Sam pan uprawia?
- – A gdzie tam, sprowadzam z południa Polski.
- Tytoń suszony, czy fermentowany?
- – Tytoń musi być suszony, żeby go było łatwo w ręce skruszyć, a potem utrzeć.
- A dodatki?
- – Dodatki są wszystkie naturalne,na spirytusie. Nie ma tutaj żadnej chemii.
- Sam pan sporządza nalewki?
- – Oczywiście
- Dziękujemy za rozmowę
Tutaj na przykład mam nalewkę bursztynową, a tu jałowcową. Dodaję również miód albo suszone śliwki.
Tabacznik poczęstował nas swoim wyrobem, a my rozochoceni zakupiliśmy większe ilości.
Przez to całe łażenie wściekle zgłodniałem. Odłączyłem się od M_O_K-a zauważywszy taki oto sycący oczy widok…
… zakupiłem tedy dwie pajdy chleba, grubo posmarowane smalcem i zakąsiłem kiszonymi ogóreczkami. Po pospiesznej konsumpcji byłem gotowy na następne atrakcje. Po chwili pojawił się M_O_K wraz z napotkanym warszawiakiem Adamem. Trzeba było znowu otabaczyć spotkanie, co skwapliwie uczyniliśmy, rozkładając nasze skromne kolekcje na jednej z wolnych ławek. Wzbudziliśmy nimi zaciekawienie przechodniów, którym nie skąpiliśmy naszych specjałów.
Gdy my częstowaliśmy młode Kaszubki Tigerem guaraną i WoSami, na scenie zawitał ks. Roman Skwiercz. W te pędy pobiegliśmy pod scenę.
Nie udało nam się uchwycić ks. Romana na scenie, ale za to pogawędziliśmy z nim chwilkę.
- Dzień dobry, jesteśmy jednym z patronów medialnych, możemy z księdzem chwilkę porozmawiać?
- – (ks. Roman Skwiercz) Żaden problem.
- Pierwszy raz występował ksiądz na scenie?
- – Tak. Przez kilka lat zasiadałem w Wielkiej Loży Sędziów, ale w tym roku przyszła kryska na Matyska wygnali mnie na scenę.
- Jak ksiądz ocenia tegoroczne nagrody?
- – Bić się tu nie ma o co, dlatego że nagrody są symboliczne. Te trzy tabakiery, złota, srebrna i brązowa, są z jednej gliny ulepione. Tylko złota pomalowana jest na złoto, srebrna na srebrno i brązowa na brązowo. Ot cała tajemnica. W całej zabawie nie chodzi o to, aby coś dostać, tylko o dobrą zabawę.
- A publiczność?
- – Pomimo niepewnej pogody publiczność jak zwykle dopisała. Z reszta tutaj, przez te siedem lat ukształtowała się już stała publiczność. Pomocne jest również to, ze Mistrzostwa odbywają się zawsze w ten sam dzień i o tej samej godzinie.
- Jak sam ksiądz wspominał, zasiadał ksiądz w Loży Sędziów. Ma ksiądz długi staż w tabaczeniu?
- – Z grubsza licząc to od 85 roku, czyli dwadzieścia cztery lata.
- W takim razie jak ksiądz przeżył tabaczaną prohibicję?
- – Jak każde głupie zarządzenie nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia. Po prostu tutaj nikt się tym nie przejmował, nie miało to dla nas żadnego znaczenia. Szkoda tylko, że ta ustawa wykończyła nasz przemysł tytoniowo-tabaczny. Szkoda, że ktoś wpadł na ten idiotyczny pomysł i go przeprowadził, wyłącznie ze szkodą dla polskiego przemysłu, który się z tego nie podźwignął. Do dziś nie mamy polskiej tabaki.
- Widocznie te osoby nigdy tabaki nie zażywały. A kto nie zażywał ten tego nie zrozumie.
- – Święta racja.
- Dziękujemy za rozmowę
Jeszcze tylko raz rzuciliśmy okiem na okazałą kolekcje tabakier księdza Romana i ruszyliśmy w tłum.
Niedaleko stoiska TTI odbywały się właśnie Tabaczane Bule, konkurencja sprawnościowa o iście diabelsko skomplikowanych zasadach.
Przy organizatorach zebrał się spory tłum. Każdy chciał spróbować swoich sił…
…i odebrać nagrodę od „Ozonek”.
Jeszcze chwilę pokręciliśmy się po stadionie, pooglądaliśmy tabakierki, co jakiś czas zażywając solidnie. W końcu przyszło się zbierać. Wymieniliśmy się numerami telefonów i ruszylismy w drogę powrotną.
Szkoda, że nie mogłem zostać dłużej, żeby obejrzeć bicie rekordu Polski w ilości osób zażywających tabakę jednocześnie. Ani zobaczyć pokazu fajerwerków ufundowanego przez Snuffy.pl. Ech zaprawdę wielka to szkoda. Ale cóż na odchodnym zdążyłem jeszcze rzucić okiem na piękna panią redaktor z Radia Gdańsk.
W drodze powrotnej, pokonując po raz kolejny 118km dzielących mnie od ośrodka, myślałem jak podsumować całą imprezę. Ciężko bowiem opisać słowami tę serdeczną atmosferę jaka na niej panowała. To niesamowite, kiedy zupełnie obca osoba podchodzi do człowieka, częstuje tabaką i mówi: „Twoje zdrowie!”. Tego nie uświadczy się nigdzie indziej. Tylko w Chmielnie można naprawdę poczuć się członkiem wielkiej, tabaczanej braci. Myślę, iż nie muszę pisać nic więcej. Było po prostu tak, jak być powinno. I za to wszystkim dziękuję. Do zobaczenia za rok!