S.M. Blue

Dobrze, że nie napisałem tej recenzji po pierwszym zażyciu, bo ocena jak i opis były by co najmniej niesprawiedliwe. Sharrow Medicated Blue urzekła mnie świerzością i bogatym (jak na medicated) aromatem. Mocny mentol i odrobina eukaliptusa nie zdołały zagłuszyć smaku ziemistego tytoniu, który przypominał mi Blueberry. (Hmm, "Blue" w nazwie, kolejne podobieństwo). Było to jak odkrycie na nowo tabak mentolowych. "A jednak można znaleźć coś ciekawego w tej grupie wyrobów tytoniowych!" - pomyślałem rozentuzjazmowany. Przez trzy tygodnie zażywałem S.M. Blue prawie codziennie, a mój entuzjazm topniał w miarę upływu czasu i ze zubożeniem aromatu.

Ciemnobrązowy, drobny proszek stracił częściowo (początkowo dużą) wilgotność, a wraz z nią ziemisty zapach leśnej ściółki, który tak mi się podobał. Smak eukaliptusa też się gdzieś ulotnił. Pozostał umiarkowanie mocny i odświeżający mentol. Natomiast nie wyczuwałem od początku aż do teraz kamfory, która jak twierdzi producent, wchodzi w skład tej tabaki.
Nie jestem wielkim miłośnikiem tabak mentolowych ale S.M. Blue nawet mi posmakowała. Niestety, kiedy już myślałem, że ma w sobie "coś więcej", okazała się zwykłą tabaką medicated. Ale czy to źle? S.M. Blue jest tym czym ma być i dobrze. Mentol jest mocną stroną tej tabaki i każdy kto go lubi raczej nie będzie zawiedziony zażywając Sharrow Medicated Blue.

O tabakierkach w jakie pakuje swoje tabaki Wilsons of Sharrow napisano już wiele. Mimo ścierającej się etykiety i możliwości wysypania tabaki podczas otwierania, podobają mi się. Puszeczka jest zgrabna, elegancka i pozwala zażywać szczyptą, a to najbardziej odpowiedni sposób dla drobno mielonych tabak.

Zdecydowałem pozostać w klimatach z Sheffield i dziś opiszę kolejny produkt spod szyldu Wilsons of Sharrow. Po niezwykle klimatycznej i złożonej tabace Kendal Brown przyszła kolej na blend nieco prostolinijny, ale świetnie wpisujący się w panujący obecnie klimat (kiedy piszę te słowa, mamy pierwszą połowę lipca). Umęczony słońcem tabaczarz odkłada na chwilę ukochane pełnokrwiste schmalzlery czy grubiańskie "angliki" z nurtu "scotch" i "rappee". Orzeźwienie przynoszą tabaki mentolowe, wygrzebane z czeluści kolekcji. S.M. Blue należy właśnie do takiej grupy. A zatem... orzeźwienia nadszedł czas.

Tradycyja aluminiowa puszeczka mieści 5 gramów drobno zmielonego tytoniu w kolorze jasnego brązu, o średniej wilgotności. Całkiem przyjemna konsystencja zachęca do degustacji, co właśnie czynię. Wasze zdrowie, Panie i Panowie.

Już drobna zażyta szczypta raczy nas tym, na co czekamy o tej porze roku. Dość silny mentol i drobne zmielenie wdzierają się do nozdrzy niczym mroźne powietrze, przynosząc w jednej chwili upragnione orzeźwienie. O to chodziło, a jakże! Początkowe uderzenie trwa dość krótko, ale oddychajmy, oddychajmy śmiało. Na scenę wkracza drugi ingredient - kamfora, która podtrzymuje początkowe uczucie chłodu, już nieco lżejsze, ale przyjemne, z tą charakterystyczna surową nutą. Tabaka przynosi nam przyjemne doznania, a dodatkowo wyczuwamy delikatną, słodkawą nutę tytoniową gdzieś tam w tle. Tylko tyle i aż tyle. To niby prosta kompozycja, ale w tej prostocie tkwi piękno i - że tak się wyrażę - funkcjonalność. Ale S.M. Blue to nie tylko orzeźwienie. Skrót S.M. (Sharrow Medicated) zdradza nam, z jakim gatunkiem mamy tak naprawdę do czynienia. I tak jest w istocie. Opisywana tabaka (podobnie jak jej 4 siostry) charakteryzuje się leczniczymi właściwościami w walce z katarem. Tak więc mamy 2 w 1. Kupując tabakę S.M. Blue, nie oczekujcie fajerwerków aromatycznych, bo ich nie uświadczycie. Mocna "mentolówka" z klasą, chłodny angielski dżentelmen. To niezwykle ciekawa propozycja z rodzaju "medicated". Polecam.

WOS S.M. Blue... Mam tę tabakę od około 5 miesięcy. Ze zwykłej puszeczki WoSa, zostało mi gdzieś tak z pół jej zawartości, może troszkę mniej. Tabaka w mym nosie zbiera naprawdę niezłe żniwa. Robi mi z nosa jesień średniowiecza. Nie dość, że mocno i bez ostrzeżenia kłuje, to do tego pozbywa się wszystkich hm... smarków z mego nosa. Nie odważyłem się jej jeszcze brać bez chusteczek czy też papieru toaletowego pod ręką.
Szczerze mówiąc zamawiałem tę tabakę w ciemno. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Skusiło mnie owe "blue". Tabaka średnio wilgotna. Kolor to taki jasny brąz/ciemny rudy, tak moje oko to widzi. Puszeczka standardowa WoSowska. Zmielenie - jest mocno zmielona, lecz nie jest to jakiś pył.
Co do samego zapachu to nadal nie wiem czy to taki miażdżący mój nos mentol, czy też aż taka potężna mięta. Teraz (czyli po 4 miesiącach od pierwotnej wersji recenzji, którą zamieściłem na forum.tbx.pl) stawiam na mięte, bardzo mocną. W tle wyczuwam zdecydowanie wyczuwalna cytrynka, eukaliptus.
W wielkim skrócie jest to ciekawa tabaka, za niską cenę, warto się skusić. Jak skończę to pudełko, to może jeszcze kiedyś się w nią zaopatrzę.

Edit: Zwiększyłem ocenę opakowania, ponieważ doszedłem do wniosku, że oceniałem je zbyt nisko.

Edit2: Doceniłem jej pomoc przy totalnie zatkanym nosem. Właśnie chyba po to były stworzone tabaki typu medicated prawda ? Dodaję plusa do czwórki.

Sharrow Mills - dużo zieleni i brązu, miejsce otoczone drzewami, co prawda przy drodze, ale nie jest to fabryka w centrum miasta. To tutaj produkowane są zazwyczaj drobno zmielone tabaki firmy Wilsons of Sharrow zachwycające ludzkie zmysły swoimi aromatami od 1737 roku, ale także cieszące oczy swymi ładnymi metalowymi puszkami. Dzisiejszego dnia mam zamiar opisać pewien bardzo dobry produkt tej firmy a mianowicie S.M. BLUE, którego nazwa dla początkujących tabaczarzy raczej nic nie daje do zrozumienia. Standardowa puszeczka z żółto-zieloną naklejką, która łatwo ściera się pod palcami, wypełniona ponad brzegi tabaką to domena Wilsons of Sharrow. Produkt jaki otrzymujemy to jasnobrązowy drobno zmielony proszek z tendencją do ubijania się w małe grudki, już od samego otwarcia puszki jesteśmy w stanie stwierdzić, że będzie to tabaka mocno odświeżająca. Jeżeli mieliście miłe wspomnienia z Cherry Menthol tej samej firmy, czy też z Raspberry, to tą tabaką nie powinniście być zawiedzeni. Na pierwszym planie czujemy mentol, następnie lekką nuta eukaliptusa i coś czego nie potrafię określić. Jest to aromat, który znam z niebieskich cukierków "Ice", czy też landrynków o tej samej barwie. Jest to chyba kamfora, ale pewny nie jestem. Mroźna świeżość tej tabaki znacznie bardziej skupiona jest na odświeżaniu niż ta znana z Gletscher Prise. Aromat utrzymuje się długo i jest bardzo przyjemny dla nosa, nie podrażnia. Umiejętnie zażywana nie dostaje się do gardła mimo swojej drobnej konsystencji, ani też nie spływa tam w późniejszym czasie. Znakomita tabaka na każdy dzień, doskonale zwalcza katar. Bardzo dobra chłodna jakość.