- Tabaki
- Tabaki
- Bernard Tabak
- Pariser No. 2
Pariser No. 2
Parametry tabaki
Smak tabaki
tytoń
Waga tabaki
14g
Opakowanie
szklane
Bernard Tabak
Pariser No. 2
Recenzje użytkowników
7 reviews
Ocena ogólna
4.6
Ocena smaku
4.5(7)
Ocena opakowania
5.0(7)
Already have an account? Log in now or Create an account
Pariser No.2
(Updated: Luty 17, 2014)
Ocena ogólna
5.0
Ocena smaku
5.0
Ocena opakowania
5.0
Ostatnio zastanawiałem się jaką tabakę powinienem zrecenzować jako następną. Zwykle kierowały mną te same pobudki: ochota, dostępność i pewne obycie z danym wyrobem. Jeszcze nie do niedawna przypuszczałem, że do jubileuszowej - setnej - recenzji podejdę tak samo, jednakże coś we mnie zmieniło i zacząłem troszkę rozmyślać.
Zrobiłem mały przegląd tego, co mam, bo chciałem, żeby to nie była przeciętna tabaka, tylko taka, która czymś się wyróżnia i... Nie ma innego wyboru - to musi być Pariser No.2.
Było jeszcze kilku kandydatów, ale z różnych względów sprawa została szybko rozstrzygnięta, co jest dla mnie w pewien sposób korzystne. Spodziewam się, że trochę mi ulży, jeżeli już opiszę tą tabakę, a to do łatwych nie należy.
Z Pariserem wiąże się kilka wspomnień i wydarzeń, które z peryspektywy czasu nie są znaczące. I tak nie ułatwią mi oddania choć małej części tego, co twórcy receptury uknuli. Myślę jednak, że warto wspomnieć choćby o tym, że ta tabaka nie zachwyciła mnie na samym początku. Oczywiście smaczna, miła, ale... Może nie trafiłem w odpowiedni moment, bądź po prostu nie postarałem się jej poznać - w to trzeba włożyć jakiś wysiłek i popróbować. Może w waszym przypadku było, czy też będzie tak samo i doznacie nagle jakiegoś olśnienia?
W moim obcowaniu i przeżywaniu tej tabaki nagle ogarnęło mnie pewne zrozumienie dla charakteru i istoty Parisera, choć smak pozostał ten sam. Teraz sam się dziwię, a nawet trochę mi wstyd, że podchodziłem do tego zbyt schematycznie i rutynowo.
To jest tabaka z duszą, porusza jej cząstkę, która w obecnym świecie, jak się wydaje, czasami została zaniedbana. Można znaleźć zapomnianą już tęsknotę za czymś ulotnym dla czego serce wciąż bije - nie wyjść jej na przeciw, ale miotać się przejętym tym uczuciem.
Ktoś jest gotowy wznieść swoją duchowość na wyższy poziom i popełnić akt zadumy i rozbudzić uczucia?
...O ile oczywiście jeszcze ta tabaka trafi jeszcze w wasze ręce. Tabaka nie jest już niestety produkowana. Szkoda! Wielka szkoda, szczególnie, że stała się jedną z moich ulubionych.
Nawet jeżeli nie przepadacie za takimi produktami to zachęcam do korzystania z okazji i nabycia jej - warto się zastanowić nad tym moi poprzednicy i ja się zastanawialiśmy.
Także... Część osób ją ma, jeżeli jeszcze jej nie pochłonęło. Jakby nie było raczej niewiele jest osób - a może i nie ma takich wcale - dla których Pariser No.2 stałby się tabaką codzienną. Nawet jak ktoś nie jest sknerusem (albo raczej "jest rozrzutny"!) to ciężko mi sobie wyobrazić osobowość, która stale łaknęłaby wyrobu takiego rodzaju.
Muszę przyznać, że łamałem sobię przez pewien czas głowę, jak opisać ten aromat i jestem praktycznie pewien, że mi się to nie uda tak, żeby ktoś mógł mieć wyobrażenie o tym produkcie. Mógłbym pisać i pisać, a każdemu taki zestaw skojarzeń pewnie wyda się czymś innym.
Zanim jednak podejmę się tego to piszę z czego przychodzi nam delektować się tą tabaką.
Szklana buteleczka. Równoległościenna o podstawie kwadratu... No - prawie kwadratu, bo ma zaokrąglone rogi. Schludna i skromna, ale naprawdę cieszy oko - pewnie w dużym stopniu przez to, że zwykle spotkać możemy się z wyrobami sztucznymi, a nie szkłem. Na niebieskiej etykiecie znajdziemy trochę informacji - o producencie, o tym, że tabaka zawiera barwnik... Jest też - rzecz jasna - nazwa, a oprócz tego dwa herby, w tym braci Bernard.
Koreczek jest z tworzywa sztucznego, choć w jego wnętrzu jest korek. Czy da się wymyślić lepsze opakowanie dla tabaki będącej niegdyś w masowej (?) produkcji? Nie sądzę.
Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić to zbyt duży otwór tej buteleczki - często może wysypać się nam nieco zbyt wiele.
Jak wygląda to, co dostajemy w szkle? Wyblakły czarny, bądź zczerniały brąz z nieregularnymi jasnymi wtrąceniami o kształcie wszelkiej maści. Zmielona na pewno bardziej, niż schmalzlery, nie jest tłusta, ale sucha. Nie jest to suchy pył. Mimo wszystko jest bardzo przyjemna dla nosa, choć na początku może dać o sobie znać. Prosto? Tak - tak ma być.
Aha - na tabakierce napisano "mit Farbstoff", co oznacza, że Pariser No.2 zawiera barwnik. Ciekaw jestem tego, jak to by wyglądało, gdyby on nie występował (szkoda, że nie ma na to szans).
Przede mną najtrudniejsze - czy aby nie przesadzam? Może trochę, bo to niby tylko tabaka... Jakkolwiek nie wyglądałaby sytuacja warto napisać parę słów nim ta ponad stupięćdziesięcioletnia receptura zaniknie w mrokach czasu.
Tak - jak napisałem ta tabaka daje o sobie znać pewnym drapaniem i pieczeniem, a to w uogólnieniu nic niezwykłego. To, co jest dość nietypowe to jest to, że potrafi sprawić, że trochę mi duszno. Oddycham jakbym był w bardzo gorącym i wilgotnym pomieszczeniu. Nie mam pojęcia, jak taki efekt osiągnięto, ale niekiedy jest trochę przytłaczający.
Tuż po zażyciu uderza mnie jakaś słodkość - virginia? Co więcej nie mogę się pozbyć wrażenia, że w jakiś sposób ukryto tutaj kamforę! Zupełnie jak mentol w SG Gold Mull - niby jest... a nie ma! Kojarzy mi się ona zawsze tak samo - z przeźroczystym niebieskim kolorem.
Reasumując jest tu monolityczna słodycz wynikła z tytoniu i tejże domniemanej kamfory. "Sianowaty", słodki tytoń i żywa, ale delikatna kamfora. Połączenie - jeżeli tychże składników użyto - niesamowite. Jednakże nie przytłacza, bo wyraźne jest tylko na wstępie.
Szczerze mówiąc wątpię, że jeszcze ktoś tak "odczyta" tą tabakę i od razu chcę napisać, że odrzucam wszelkie "przytyki" o tym, że za mało jej zażyłem: nawet jeżeli pochłonę to, co mi zostało, to gotów nie będę. Czuję się trochę jakbym miał wyobrazić sobie nieskończoność bez żadnych "sztuczek".
Wracając do tematu: niemal natychmiast po zelżeniu początkowego "szoku" czuję to, z czego ta tabaka jest stworzona - tytoń. W przypadku Pariser'a ten składnik stanowi nie tylko trzon "konstrukcji", ale i serce oraz duszę.
Towarzyszy mu słodycz oraz delikatnie słony dodatek, ale nie w każdej chwili i praktycznie nigdy na raz.
Jest sucho, ciepło, duszno. Trochę zaniedbane, zakurzone i zbyt puste mieszkanie na poddaszu z widokiem na szare miasteczko. Stary, podniszczony stół zapełniony papierami, bezczynność ciała. Czuję się jakbym doczekał się chwili kiedy mogę oprzeć dłonie o parapet, odsapnąć i spojrzeć z dystansem na ludzi zmierzających w swoich kierunkach. Oni nie czują tego, co ja.
Jestem w domu wśród jakichś przedmiotów przytłączających swoją marnością.
Dziwna wizja - nigdy nie byłem w takim pomieszczeniu, jakie sobie czasami wyobrażam, gdy zażywam tą tabakę. Przy niej można się zadumać, pomyśleć o minionych sprawach właśnych, a także o tym, co drążyło ten ludzki świat. Nie trzeba się odrywać od rzeczywistości, choć to jest - mimo swojego charakteru - w jakiś nieopisany sposób przyjemne.
Z tego, co napisali inni przypuszczam, że czują [mniej-więcej] to samo. Nim zacząłem pisać tę recenzję zapoznałem się ze zdaniem innych i doszedłem do wniosku, że mógłbym równie dobrze wyciąć fragmenty tekstów i opatrzyć je jedynie jakimiś drobiazgami, które byłyby bardziej "po mojemu".
Naszła mnie teraz myśl, że to tabaka nie pasująca do sangwinika.
Ten tytoń, istota Parisera jest zbiorem smaków, aromatów, które przywodzą na myśl pewną marność i przemijanie. Można w sobie rozbudzić ubogość ducha!
Te smaki, które czytelnik znajdzie w tym wyrobie rozpoznać może jako podłe, jednakże podane w sposób, który sprawia, że potrafią pochłonąć i zauroczyć. Przy tej podłości i zwyczajności można poczuć wytrawnośc i błogosławieństwo zwyczajnego życia.
Ciężko oprzeć się Pariserowi... Ba! Nie chce się tego robić! Człowiek chciałby być pochłonięty w tymże stanie. Trzeba mieć czas, by tę tabakę do końca wyeksploatować, bo jeżeli zajmiemy się prozaicznymi zajęciami to niestety, ale... czar zniknie.
Reasumując... Ah, jak określić ten smak w skrócie? Jako duszący i suchy, a momentami także delikatnie słodki, bądź słony, przywodzący na myśl zakurzone, trochę brudne pomieszczenie, gdzie walają się wiekowe woluminy.
Powyższym akapitem dokonałem okaleczenia tego smaku - a może i całym tym tekstem?
Nie przypominam sobie recenzji, która sprawiłaby mi tyle problemów i nie sądzę, żeby to było spowodowane przez pewną przerwę. Nachodziły mnie różne myśli i łamałem sobie głowę, a teraz, na samym końcu, nie czuję się powyższym opisem usatysfakcjonowany.
Zrobiłem mały przegląd tego, co mam, bo chciałem, żeby to nie była przeciętna tabaka, tylko taka, która czymś się wyróżnia i... Nie ma innego wyboru - to musi być Pariser No.2.
Było jeszcze kilku kandydatów, ale z różnych względów sprawa została szybko rozstrzygnięta, co jest dla mnie w pewien sposób korzystne. Spodziewam się, że trochę mi ulży, jeżeli już opiszę tą tabakę, a to do łatwych nie należy.
Z Pariserem wiąże się kilka wspomnień i wydarzeń, które z peryspektywy czasu nie są znaczące. I tak nie ułatwią mi oddania choć małej części tego, co twórcy receptury uknuli. Myślę jednak, że warto wspomnieć choćby o tym, że ta tabaka nie zachwyciła mnie na samym początku. Oczywiście smaczna, miła, ale... Może nie trafiłem w odpowiedni moment, bądź po prostu nie postarałem się jej poznać - w to trzeba włożyć jakiś wysiłek i popróbować. Może w waszym przypadku było, czy też będzie tak samo i doznacie nagle jakiegoś olśnienia?
W moim obcowaniu i przeżywaniu tej tabaki nagle ogarnęło mnie pewne zrozumienie dla charakteru i istoty Parisera, choć smak pozostał ten sam. Teraz sam się dziwię, a nawet trochę mi wstyd, że podchodziłem do tego zbyt schematycznie i rutynowo.
To jest tabaka z duszą, porusza jej cząstkę, która w obecnym świecie, jak się wydaje, czasami została zaniedbana. Można znaleźć zapomnianą już tęsknotę za czymś ulotnym dla czego serce wciąż bije - nie wyjść jej na przeciw, ale miotać się przejętym tym uczuciem.
Ktoś jest gotowy wznieść swoją duchowość na wyższy poziom i popełnić akt zadumy i rozbudzić uczucia?
...O ile oczywiście jeszcze ta tabaka trafi jeszcze w wasze ręce. Tabaka nie jest już niestety produkowana. Szkoda! Wielka szkoda, szczególnie, że stała się jedną z moich ulubionych.
Nawet jeżeli nie przepadacie za takimi produktami to zachęcam do korzystania z okazji i nabycia jej - warto się zastanowić nad tym moi poprzednicy i ja się zastanawialiśmy.
Także... Część osób ją ma, jeżeli jeszcze jej nie pochłonęło. Jakby nie było raczej niewiele jest osób - a może i nie ma takich wcale - dla których Pariser No.2 stałby się tabaką codzienną. Nawet jak ktoś nie jest sknerusem (albo raczej "jest rozrzutny"!) to ciężko mi sobie wyobrazić osobowość, która stale łaknęłaby wyrobu takiego rodzaju.
Muszę przyznać, że łamałem sobię przez pewien czas głowę, jak opisać ten aromat i jestem praktycznie pewien, że mi się to nie uda tak, żeby ktoś mógł mieć wyobrażenie o tym produkcie. Mógłbym pisać i pisać, a każdemu taki zestaw skojarzeń pewnie wyda się czymś innym.
Zanim jednak podejmę się tego to piszę z czego przychodzi nam delektować się tą tabaką.
Szklana buteleczka. Równoległościenna o podstawie kwadratu... No - prawie kwadratu, bo ma zaokrąglone rogi. Schludna i skromna, ale naprawdę cieszy oko - pewnie w dużym stopniu przez to, że zwykle spotkać możemy się z wyrobami sztucznymi, a nie szkłem. Na niebieskiej etykiecie znajdziemy trochę informacji - o producencie, o tym, że tabaka zawiera barwnik... Jest też - rzecz jasna - nazwa, a oprócz tego dwa herby, w tym braci Bernard.
Koreczek jest z tworzywa sztucznego, choć w jego wnętrzu jest korek. Czy da się wymyślić lepsze opakowanie dla tabaki będącej niegdyś w masowej (?) produkcji? Nie sądzę.
Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić to zbyt duży otwór tej buteleczki - często może wysypać się nam nieco zbyt wiele.
Jak wygląda to, co dostajemy w szkle? Wyblakły czarny, bądź zczerniały brąz z nieregularnymi jasnymi wtrąceniami o kształcie wszelkiej maści. Zmielona na pewno bardziej, niż schmalzlery, nie jest tłusta, ale sucha. Nie jest to suchy pył. Mimo wszystko jest bardzo przyjemna dla nosa, choć na początku może dać o sobie znać. Prosto? Tak - tak ma być.
Aha - na tabakierce napisano "mit Farbstoff", co oznacza, że Pariser No.2 zawiera barwnik. Ciekaw jestem tego, jak to by wyglądało, gdyby on nie występował (szkoda, że nie ma na to szans).
Przede mną najtrudniejsze - czy aby nie przesadzam? Może trochę, bo to niby tylko tabaka... Jakkolwiek nie wyglądałaby sytuacja warto napisać parę słów nim ta ponad stupięćdziesięcioletnia receptura zaniknie w mrokach czasu.
Tak - jak napisałem ta tabaka daje o sobie znać pewnym drapaniem i pieczeniem, a to w uogólnieniu nic niezwykłego. To, co jest dość nietypowe to jest to, że potrafi sprawić, że trochę mi duszno. Oddycham jakbym był w bardzo gorącym i wilgotnym pomieszczeniu. Nie mam pojęcia, jak taki efekt osiągnięto, ale niekiedy jest trochę przytłaczający.
Tuż po zażyciu uderza mnie jakaś słodkość - virginia? Co więcej nie mogę się pozbyć wrażenia, że w jakiś sposób ukryto tutaj kamforę! Zupełnie jak mentol w SG Gold Mull - niby jest... a nie ma! Kojarzy mi się ona zawsze tak samo - z przeźroczystym niebieskim kolorem.
Reasumując jest tu monolityczna słodycz wynikła z tytoniu i tejże domniemanej kamfory. "Sianowaty", słodki tytoń i żywa, ale delikatna kamfora. Połączenie - jeżeli tychże składników użyto - niesamowite. Jednakże nie przytłacza, bo wyraźne jest tylko na wstępie.
Szczerze mówiąc wątpię, że jeszcze ktoś tak "odczyta" tą tabakę i od razu chcę napisać, że odrzucam wszelkie "przytyki" o tym, że za mało jej zażyłem: nawet jeżeli pochłonę to, co mi zostało, to gotów nie będę. Czuję się trochę jakbym miał wyobrazić sobie nieskończoność bez żadnych "sztuczek".
Wracając do tematu: niemal natychmiast po zelżeniu początkowego "szoku" czuję to, z czego ta tabaka jest stworzona - tytoń. W przypadku Pariser'a ten składnik stanowi nie tylko trzon "konstrukcji", ale i serce oraz duszę.
Towarzyszy mu słodycz oraz delikatnie słony dodatek, ale nie w każdej chwili i praktycznie nigdy na raz.
Jest sucho, ciepło, duszno. Trochę zaniedbane, zakurzone i zbyt puste mieszkanie na poddaszu z widokiem na szare miasteczko. Stary, podniszczony stół zapełniony papierami, bezczynność ciała. Czuję się jakbym doczekał się chwili kiedy mogę oprzeć dłonie o parapet, odsapnąć i spojrzeć z dystansem na ludzi zmierzających w swoich kierunkach. Oni nie czują tego, co ja.
Jestem w domu wśród jakichś przedmiotów przytłączających swoją marnością.
Dziwna wizja - nigdy nie byłem w takim pomieszczeniu, jakie sobie czasami wyobrażam, gdy zażywam tą tabakę. Przy niej można się zadumać, pomyśleć o minionych sprawach właśnych, a także o tym, co drążyło ten ludzki świat. Nie trzeba się odrywać od rzeczywistości, choć to jest - mimo swojego charakteru - w jakiś nieopisany sposób przyjemne.
Z tego, co napisali inni przypuszczam, że czują [mniej-więcej] to samo. Nim zacząłem pisać tę recenzję zapoznałem się ze zdaniem innych i doszedłem do wniosku, że mógłbym równie dobrze wyciąć fragmenty tekstów i opatrzyć je jedynie jakimiś drobiazgami, które byłyby bardziej "po mojemu".
Naszła mnie teraz myśl, że to tabaka nie pasująca do sangwinika.
Ten tytoń, istota Parisera jest zbiorem smaków, aromatów, które przywodzą na myśl pewną marność i przemijanie. Można w sobie rozbudzić ubogość ducha!
Te smaki, które czytelnik znajdzie w tym wyrobie rozpoznać może jako podłe, jednakże podane w sposób, który sprawia, że potrafią pochłonąć i zauroczyć. Przy tej podłości i zwyczajności można poczuć wytrawnośc i błogosławieństwo zwyczajnego życia.
Ciężko oprzeć się Pariserowi... Ba! Nie chce się tego robić! Człowiek chciałby być pochłonięty w tymże stanie. Trzeba mieć czas, by tę tabakę do końca wyeksploatować, bo jeżeli zajmiemy się prozaicznymi zajęciami to niestety, ale... czar zniknie.
Reasumując... Ah, jak określić ten smak w skrócie? Jako duszący i suchy, a momentami także delikatnie słodki, bądź słony, przywodzący na myśl zakurzone, trochę brudne pomieszczenie, gdzie walają się wiekowe woluminy.
Powyższym akapitem dokonałem okaleczenia tego smaku - a może i całym tym tekstem?
Nie przypominam sobie recenzji, która sprawiłaby mi tyle problemów i nie sądzę, żeby to było spowodowane przez pewną przerwę. Nachodziły mnie różne myśli i łamałem sobie głowę, a teraz, na samym końcu, nie czuję się powyższym opisem usatysfakcjonowany.
A
Tabaczane Porsche
(Updated: Luty 17, 2014)
Ocena ogólna
5.0
Ocena smaku
5.0
Ocena opakowania
5.0
Chciałbym z góry przeprosić za barokową formę tej recenzji, ale nie da się inaczej, bowiem Pariser No. 2 to tabaka szczególna, wyjątkowa- w pełni zasługuje na docenienie i szczery tekst. Łatwo jest opisać tabakę o aromacie pomarańczy- każdy wie jak smakuje pomarańcza, można określić czy twórcy odtworzyli ten zapach w mniejszym czy większym stopniu, w przypadku recenzji tego produktu nie jest już tak łatwo.
W chwili gdy piszę niniejszą recenzję Pariser No. 2 to już unikat, ponad dwa lata temu zaprzestano produkcji tej tabaki. Była to również ostatnia tabaka z grupy „tabak tradycyjnych” (Civette, Alt-Ofenbacher, Kownoer), zaliczanych przez producenta do kategorii „andere sorten” pakowana w szklaną buteleczkę (pozostałe są produkowane do dzisiaj i pakowane są w plastikowe tabakiery znane z wyrobów SG czy innych Bernardów). Receptura pochodzi z 1850 roku (!).
Pariser No 2 nie kojarzy mi się ani z Napoleonem ani z Rewolucją Francuską, kojarzy mi się z teutońską prostotą, łatwością w dochodzeniu do rozwiązań nieskomplikowanych i przede wszystkim użytecznych. Tabaka jest użyteczna gdy smakuje, gdy każda kolejna szczypta przynosi nam zadowolenie, radość, promyk słońca. Pariser to bardzo zacna tabaka, lecz nie przynosi promyków słońca, przynosi melancholię, zadumę. Nie wiem co upchali bracia Bernard do tej buteleczki, ale autentycznie tak jest! Być może jest to jedna z najlepszych tabak jakich przyszło mi do tej pory próbować. Opisywanie aromatu wydaje mi się w tym przypadku bezcelowe, wszak w tak prostym, przaśnym produkcie każdy zobaczy coś innego, jeden wejrzy sercem a inny rozumem, jeden popatrzy przez szkiełko, inny będzie czytał co w bezsenne noce ludzki rozum wytworzył i jak opisywał ten szaro-bury proszek. Aby potwierdzić jak bardzo omawiana tabak jest niejednoznaczna przytoczę pewien przykład, otóż spierałem się z jednym z członków naszej tabacznej społeczności, o to jaka ta tabaka właściwie jest, czy jest wytrawna czy słodka, ja twierdzę, że jest wytrawna, natomiast zgodziliśmy się, że po pewnym czasie można wyczuć słone nuty w aromacie. Nie mogę jednak zaprzeczyć, iż niekiedy faktycznie można poczuć słodką nutę, która kojarzy mi się z ciemnym piwem. Jedna z współczesnych reklam telewizyjnych zwraca uwagę na niemiecką precyzję, jest ona widoczna także w tejże tabace, nie ma tu ni jednej zbędnej nuty, ni jednego zbyt mocnego zapachu. Mała fabryczka braci Bernard z każdego przepisu zrobiłaby tabakę doskonałą, z każdej receptury wykułaby nową jakość. W innej reklamie narrator zadaje pytanie „po ilu kostkach się uśmiechniesz?”, naturalną jest parafraza „po ilu szczyptach się uśmiechniesz?”, w końcu nadchodzi taki moment, że kolejna szczypta burzy całą równowagę w bukiecie aromatycznym, że zapach staje się zbyt intensywny, zbyt mocny, nie należy więc przesadzać z delektowaniem się tą tabaką. Taki właśnie jest Pariser, tabaka szorstka, charakterna, uniwersalna. Na miarę każdych czasów i każdych potrzeb, pragnień- nie ma lepszego dowodu na moje twierdzenie niż fakt, że po tylu latach wciąż była produkowana i wciąż znajdowała nabywców. Owym konsumentom nie przeszkadzał jej nieco dziwny zapach, nie przeszkadzała im prostota Parisera, jego sianowatość czy słony smak. Niestety, firma Bernard nie produkuje już tego cudeńka, trzymam być może jedną z ostatnich buteleczek tego jakże cennego proszku, śpieszę się z opisywaniem aromatu by nie zmarnować ani ziarenka. Gdyby ktoś poczęstował mnie tą tabaką na ulicy i powiedział, że właśnie ją przygotował w swoim domu- uwierzyłbym, ta tabaka jest tak mało skomplikowana, tak monoaromatyczna, ale jednocześnie enigmatyczna, zagadkowa, tajemnicza, że uwierzyłbym w taką wersję zdarzeń i poprosił owego przechodnia o więcej. Nie chcę nawet zgadywać w jaki sposób jest dokładnie produkowana, ilu różnych składników używało się do jej wyrobu, zniszczyłoby to całą magię, tę otoczkę tajemniczości wokół tej tabaki.. Nie tracę wszak nadziei, że jeszcze kiedyś dane mi będzie zakupić choć garstkę tej tabaki, że fabryczka z Regensburga wznowi produkcję Parisera, wszak Bernard znany jest z przywracania tabak dawno zapomnianych, z realizowania XIX wiecznych przepisów. Napis na flaszeczce głosi „Pariser No. 2. meisterlich abgestimmtes. würziges Aroma. feinkörnig.”, zaiste jest to prawda, można w omawianej tabace znaleźć ostrzejsze, pikantniejsze nuty. Już samo zażycie dostarcza nam ciekawych wrażeń, bowiem Pariser szczypie przez chwilę, nim usadowi się w nosie, a i później przypomina o swojej obecności. Nie jest to tabaka łatwa, oj nie. Występują tu pewne akcenty słomiane, sianowate jak i takie, które kojarzą mi się z lakierowanym drewnem, po pewnym czasie przychodzi inny zapach, o którym mogę napisać na pewno tylko to, że jest słonawy, trudno opisać słowami ten prosty, aczkolwiek niebanalny aromat. Pariser poprzez swój nieco rustykalny styl kojarzyć się może z pozostałymi tabakami z bernardowskiej serii tradycyjnej czy z Hollondse Bolongaro. Oj uszczypliwa to tabaka i „kichliwa”! Warto też wspomnieć o akcencie dymnym, który w przedni sposób dopełnia całości bukietu aromatycznego. Nie jest to „dymność” znana z SG KB czy ciemnych Vikingów, to raczej nuta podobna do tej z Gekchaltera, raczej dymek z fajki niż dym z ogniska. Napisałem na początku swojej recenzji, że Pariser No. 2 to tabaka monoaromatyczna, dlaczego więc wymieniam tak wiele zapachów składających się na jej aromat? Otóż dlatego określiłem ją jako monoaromatyczną (choć z pewnością nie płaską!), że rozróżnienie poszczególnych nut zapachowych jest bardzo trudne, poszczególne aromaty w zasadzie stanowią całość, za każdym razem po zażyciu czuję to samo, niniejsza tabaka cechuje się więc aromatem dość prostym, co jednocześnie nie implikuje braku występowania tutaj kilku nut zapachowych składających się na bukiet.
Podobnie jak aromat tak i forma proszku nie należy do typowych. Napisałem już, że dość często kicham po zażyciu tej tabaki, jest to spowodowane nietypową konsystencją tabaki, jest ona mianowicie dość sucha (przy czym jest nieco tłusta) i drobno zmielona. Na uwagę zasługuje kolor, można by go określić jako brunatny, z pewną nutą szarości, w pełnym świetle słońca proszek zdaje się być hebanowy. Z rzadka występują tu ziarenka różniące się wielkością i kolorem od tych tworzących większość. Gdy wącham tabakę przybliżając nos do otworu w buteleczce czuję zapach fermentowanego tytoniu, to rzecz gustu czy komuś się taki zapach spodoba, wiem że wiele osób odrzuci.
Pariser No. 2 był pakowany do małych szklanych buteleczek, mieszczących 14 gram tabaki. Kiedyś wszystkie tabaki z grupy „andere sorten” były pakowane w takie opakowanie, jednak obecnie można je nabyć w tabakierze z „przesuwajką”. Flaszeczkę zdobi ładna ale zarazem prosta etykieta, utrzymana jest w odcieniach błękitu, na uwagę zasługuje napis „Pariser No.2” oraz herby, ostrzeżenie niemieckiego ministra nie rzuca się w oczy. Tabakiera ta jest funkcjonalna i bardzo ładna, przydatna okazuje się łyżeczka, ale i bez niej można sobie poradzić.
Podsumowując ten wywód (być może nazbyt długi) Pariser No. 2 był świetną tradycyjną tabaką, o dość prostym na pozór aromacie, w którym można było odnaleźć coś ciekawego. Z pewnością był dobrym uzupełnieniem pozostałych produktów z kategorii „andere sorten” i wielka szkoda, że dziś już nie można nabyć tej tabaki, ale jak pisałem powyżej nie tracę nadziei. Tym, którzy będą mieli jeszcze okazję nabyć tego białego kruka jak najbardziej polecam.
W chwili gdy piszę niniejszą recenzję Pariser No. 2 to już unikat, ponad dwa lata temu zaprzestano produkcji tej tabaki. Była to również ostatnia tabaka z grupy „tabak tradycyjnych” (Civette, Alt-Ofenbacher, Kownoer), zaliczanych przez producenta do kategorii „andere sorten” pakowana w szklaną buteleczkę (pozostałe są produkowane do dzisiaj i pakowane są w plastikowe tabakiery znane z wyrobów SG czy innych Bernardów). Receptura pochodzi z 1850 roku (!).
Pariser No 2 nie kojarzy mi się ani z Napoleonem ani z Rewolucją Francuską, kojarzy mi się z teutońską prostotą, łatwością w dochodzeniu do rozwiązań nieskomplikowanych i przede wszystkim użytecznych. Tabaka jest użyteczna gdy smakuje, gdy każda kolejna szczypta przynosi nam zadowolenie, radość, promyk słońca. Pariser to bardzo zacna tabaka, lecz nie przynosi promyków słońca, przynosi melancholię, zadumę. Nie wiem co upchali bracia Bernard do tej buteleczki, ale autentycznie tak jest! Być może jest to jedna z najlepszych tabak jakich przyszło mi do tej pory próbować. Opisywanie aromatu wydaje mi się w tym przypadku bezcelowe, wszak w tak prostym, przaśnym produkcie każdy zobaczy coś innego, jeden wejrzy sercem a inny rozumem, jeden popatrzy przez szkiełko, inny będzie czytał co w bezsenne noce ludzki rozum wytworzył i jak opisywał ten szaro-bury proszek. Aby potwierdzić jak bardzo omawiana tabak jest niejednoznaczna przytoczę pewien przykład, otóż spierałem się z jednym z członków naszej tabacznej społeczności, o to jaka ta tabaka właściwie jest, czy jest wytrawna czy słodka, ja twierdzę, że jest wytrawna, natomiast zgodziliśmy się, że po pewnym czasie można wyczuć słone nuty w aromacie. Nie mogę jednak zaprzeczyć, iż niekiedy faktycznie można poczuć słodką nutę, która kojarzy mi się z ciemnym piwem. Jedna z współczesnych reklam telewizyjnych zwraca uwagę na niemiecką precyzję, jest ona widoczna także w tejże tabace, nie ma tu ni jednej zbędnej nuty, ni jednego zbyt mocnego zapachu. Mała fabryczka braci Bernard z każdego przepisu zrobiłaby tabakę doskonałą, z każdej receptury wykułaby nową jakość. W innej reklamie narrator zadaje pytanie „po ilu kostkach się uśmiechniesz?”, naturalną jest parafraza „po ilu szczyptach się uśmiechniesz?”, w końcu nadchodzi taki moment, że kolejna szczypta burzy całą równowagę w bukiecie aromatycznym, że zapach staje się zbyt intensywny, zbyt mocny, nie należy więc przesadzać z delektowaniem się tą tabaką. Taki właśnie jest Pariser, tabaka szorstka, charakterna, uniwersalna. Na miarę każdych czasów i każdych potrzeb, pragnień- nie ma lepszego dowodu na moje twierdzenie niż fakt, że po tylu latach wciąż była produkowana i wciąż znajdowała nabywców. Owym konsumentom nie przeszkadzał jej nieco dziwny zapach, nie przeszkadzała im prostota Parisera, jego sianowatość czy słony smak. Niestety, firma Bernard nie produkuje już tego cudeńka, trzymam być może jedną z ostatnich buteleczek tego jakże cennego proszku, śpieszę się z opisywaniem aromatu by nie zmarnować ani ziarenka. Gdyby ktoś poczęstował mnie tą tabaką na ulicy i powiedział, że właśnie ją przygotował w swoim domu- uwierzyłbym, ta tabaka jest tak mało skomplikowana, tak monoaromatyczna, ale jednocześnie enigmatyczna, zagadkowa, tajemnicza, że uwierzyłbym w taką wersję zdarzeń i poprosił owego przechodnia o więcej. Nie chcę nawet zgadywać w jaki sposób jest dokładnie produkowana, ilu różnych składników używało się do jej wyrobu, zniszczyłoby to całą magię, tę otoczkę tajemniczości wokół tej tabaki.. Nie tracę wszak nadziei, że jeszcze kiedyś dane mi będzie zakupić choć garstkę tej tabaki, że fabryczka z Regensburga wznowi produkcję Parisera, wszak Bernard znany jest z przywracania tabak dawno zapomnianych, z realizowania XIX wiecznych przepisów. Napis na flaszeczce głosi „Pariser No. 2. meisterlich abgestimmtes. würziges Aroma. feinkörnig.”, zaiste jest to prawda, można w omawianej tabace znaleźć ostrzejsze, pikantniejsze nuty. Już samo zażycie dostarcza nam ciekawych wrażeń, bowiem Pariser szczypie przez chwilę, nim usadowi się w nosie, a i później przypomina o swojej obecności. Nie jest to tabaka łatwa, oj nie. Występują tu pewne akcenty słomiane, sianowate jak i takie, które kojarzą mi się z lakierowanym drewnem, po pewnym czasie przychodzi inny zapach, o którym mogę napisać na pewno tylko to, że jest słonawy, trudno opisać słowami ten prosty, aczkolwiek niebanalny aromat. Pariser poprzez swój nieco rustykalny styl kojarzyć się może z pozostałymi tabakami z bernardowskiej serii tradycyjnej czy z Hollondse Bolongaro. Oj uszczypliwa to tabaka i „kichliwa”! Warto też wspomnieć o akcencie dymnym, który w przedni sposób dopełnia całości bukietu aromatycznego. Nie jest to „dymność” znana z SG KB czy ciemnych Vikingów, to raczej nuta podobna do tej z Gekchaltera, raczej dymek z fajki niż dym z ogniska. Napisałem na początku swojej recenzji, że Pariser No. 2 to tabaka monoaromatyczna, dlaczego więc wymieniam tak wiele zapachów składających się na jej aromat? Otóż dlatego określiłem ją jako monoaromatyczną (choć z pewnością nie płaską!), że rozróżnienie poszczególnych nut zapachowych jest bardzo trudne, poszczególne aromaty w zasadzie stanowią całość, za każdym razem po zażyciu czuję to samo, niniejsza tabaka cechuje się więc aromatem dość prostym, co jednocześnie nie implikuje braku występowania tutaj kilku nut zapachowych składających się na bukiet.
Podobnie jak aromat tak i forma proszku nie należy do typowych. Napisałem już, że dość często kicham po zażyciu tej tabaki, jest to spowodowane nietypową konsystencją tabaki, jest ona mianowicie dość sucha (przy czym jest nieco tłusta) i drobno zmielona. Na uwagę zasługuje kolor, można by go określić jako brunatny, z pewną nutą szarości, w pełnym świetle słońca proszek zdaje się być hebanowy. Z rzadka występują tu ziarenka różniące się wielkością i kolorem od tych tworzących większość. Gdy wącham tabakę przybliżając nos do otworu w buteleczce czuję zapach fermentowanego tytoniu, to rzecz gustu czy komuś się taki zapach spodoba, wiem że wiele osób odrzuci.
Pariser No. 2 był pakowany do małych szklanych buteleczek, mieszczących 14 gram tabaki. Kiedyś wszystkie tabaki z grupy „andere sorten” były pakowane w takie opakowanie, jednak obecnie można je nabyć w tabakierze z „przesuwajką”. Flaszeczkę zdobi ładna ale zarazem prosta etykieta, utrzymana jest w odcieniach błękitu, na uwagę zasługuje napis „Pariser No.2” oraz herby, ostrzeżenie niemieckiego ministra nie rzuca się w oczy. Tabakiera ta jest funkcjonalna i bardzo ładna, przydatna okazuje się łyżeczka, ale i bez niej można sobie poradzić.
Podsumowując ten wywód (być może nazbyt długi) Pariser No. 2 był świetną tradycyjną tabaką, o dość prostym na pozór aromacie, w którym można było odnaleźć coś ciekawego. Z pewnością był dobrym uzupełnieniem pozostałych produktów z kategorii „andere sorten” i wielka szkoda, że dziś już nie można nabyć tej tabaki, ale jak pisałem powyżej nie tracę nadziei. Tym, którzy będą mieli jeszcze okazję nabyć tego białego kruka jak najbardziej polecam.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
+ Prosty, ale ciekawy aromat.
+ Nietuzinkowa forma proszku.
+ Buteleczka.
+ Z proszku aż bije "tradycyjność".
+ Nietuzinkowa forma proszku.
+ Buteleczka.
+ Z proszku aż bije "tradycyjność".
Minusy Tabaki
-Dziś już nie jest produkowana.
N
Podróż do smutku
(Updated: Wrzesień 16, 2012)
Ocena ogólna
5.0
Ocena smaku
5.0
Ocena opakowania
5.0
Jest rok 1850. Od dwóch lat Francja upaja się republikańską wolnością. Zaczyna się kapitalizm - powiększają się sieci kolei żelaznej, powstają fabryki i odlewnie. Rolnictwo podupada, a chłopi masowo migrują do miast w poszukiwaniu pracy. Praca była, ale mało płatna i w warunkach ciężkich. Szacuje się, że w pierwszej połowie XIX wieku niemal 3/4 paryżan nie zarabiało nawet 500-600 franków zapewniających wówczas minimalny standard życia. Bieda jest przytłaczająca, a wszystko to dzieje się w cieniu wielkich fabryk, pośród dymu, smrodu i pomyj wylewanych na ulice w biednych dzielnicach. Paryż - stolica świata - najpiękniejsze i najbiedniejsze miasto Europy. Miasto Balzaca, Zoli i Prousta. Miasto pałaców i przepychu. Miasto skrajnych warunków, którego pomnikiem stał się w moich oczach bernardowski Pariser.
Jego wygląd nie świadczy o smutnym rodowodzie. Elegancka buteleczka z zakrętką odlaną z ciężkiego plastyku. Wewnątrz niej - korkowa uszczelka. To opakowanie to historia, zdaje się ono być żywcem wyjęte ze swojej epoki. Zdaje się być dokumentem historycznym, smutnym reliktem czasów, które przepadły bezpowrotnie.
Tabaka w środku jest zbita, trudno ją wysypać, szczególnie gdy nie miało się wcześńiej styczności z taką formą opakowania. Po wysypaniu widzimy piękną ciemnobrązową tabakę. Drobną, lecz niejednolitą. Gdzieniegdzie da się dostrzec jaśniejsze drobinki.
Zapach. Zapach niezwykle intrygujący - tytoń, jakby odrobina drażniącego amoniaku, jakaś ziołowa sensacja. Głęboka i ciężka zarazem, przypominająca trochę kowieńską, choć tutaj zioła stanowią zdecydowanie tło dla tytoniu. Mimo pewnej nachalności wydostający się z tabakiery aromat jest przyjemny i uspokajający.
Zażywamy. Gdzieś w oddali słychać dorożkę, ludzie tłoczą się na szerokich brukowanych alejach. Pogoda bliska jesieni. Powietrze chłodne i wilgotne, przenoszące zapachy miasta. Możemy spojrzeć w twarze mijających nas ludzi i ocenić: to różni ludzie. Biedni, bogaci, Żydzi, zakonnice, fabrykanci i przyjezdni. Istny tygiel! Pariser nie jest tabaką o szerokim i wielobarwnym wachlarzu aromatów. Jest ich kilka, są jednak niespotykanie wprost głębokie. Upajające, odkrywające istotę rzeczy. Odkrywające istotę rzeczy z kurtuazją, powolnie pozwalając wniknąć w swoją głębię, nie zaś zdzierając z niej szaty ordynarnie i ukazując drżącą nagość. Ta tabaka jest jak zagubiony w paryskim tłoku dżentelmen, nie potrafiący odnaleźć się w nowej sytuacji. To podróż do sedna, pozazmysłowe odkrywanie historii - i istoty o której wspomniałem. A czym jest ta istota? Tytoniem i delikatnością. Smutkiem i szczęściem jednocześnie. Jej aromat przywodzi na myśl wszystkie szkolne symbole przemijania: opuszczone, zakurzone domostwo, jałową ziemię, starą bibliotekę, czy zimny, wilgotny wiatr miejski. Gdzieś w oddali czuć jeszcze przesiąkniętą wilgotnością piwnicę, zmurszałe drewno, może nawet mech. Ta tabaka to podróż przez różne dzielnice starego miasta, aż po przednieścia. Mijanie ludzi, kamienic, pałaców i fabryk. Rzut oka na Paryż z całą swoją doskonałością i marginesem. Ta tabaka to sztuka.
Na początku nie potrafiłem jej zrozumieć, w pierwszym odruchu pomyślałem nawet, że zakup perisera był niewypałem. Byłem smutny i nie potrafiłem znaleźć powodu. Teraz już wiem. Byłem smutny, bo to smutna tabaka. Skłaniająca do przemyśleń, przenosząca minione problemy na tu i teraz. Tabaka trudna i pokazująca, że świat jest dla każdego inny, że nie zawsze jest łatwo żyć.
Jego wygląd nie świadczy o smutnym rodowodzie. Elegancka buteleczka z zakrętką odlaną z ciężkiego plastyku. Wewnątrz niej - korkowa uszczelka. To opakowanie to historia, zdaje się ono być żywcem wyjęte ze swojej epoki. Zdaje się być dokumentem historycznym, smutnym reliktem czasów, które przepadły bezpowrotnie.
Tabaka w środku jest zbita, trudno ją wysypać, szczególnie gdy nie miało się wcześńiej styczności z taką formą opakowania. Po wysypaniu widzimy piękną ciemnobrązową tabakę. Drobną, lecz niejednolitą. Gdzieniegdzie da się dostrzec jaśniejsze drobinki.
Zapach. Zapach niezwykle intrygujący - tytoń, jakby odrobina drażniącego amoniaku, jakaś ziołowa sensacja. Głęboka i ciężka zarazem, przypominająca trochę kowieńską, choć tutaj zioła stanowią zdecydowanie tło dla tytoniu. Mimo pewnej nachalności wydostający się z tabakiery aromat jest przyjemny i uspokajający.
Zażywamy. Gdzieś w oddali słychać dorożkę, ludzie tłoczą się na szerokich brukowanych alejach. Pogoda bliska jesieni. Powietrze chłodne i wilgotne, przenoszące zapachy miasta. Możemy spojrzeć w twarze mijających nas ludzi i ocenić: to różni ludzie. Biedni, bogaci, Żydzi, zakonnice, fabrykanci i przyjezdni. Istny tygiel! Pariser nie jest tabaką o szerokim i wielobarwnym wachlarzu aromatów. Jest ich kilka, są jednak niespotykanie wprost głębokie. Upajające, odkrywające istotę rzeczy. Odkrywające istotę rzeczy z kurtuazją, powolnie pozwalając wniknąć w swoją głębię, nie zaś zdzierając z niej szaty ordynarnie i ukazując drżącą nagość. Ta tabaka jest jak zagubiony w paryskim tłoku dżentelmen, nie potrafiący odnaleźć się w nowej sytuacji. To podróż do sedna, pozazmysłowe odkrywanie historii - i istoty o której wspomniałem. A czym jest ta istota? Tytoniem i delikatnością. Smutkiem i szczęściem jednocześnie. Jej aromat przywodzi na myśl wszystkie szkolne symbole przemijania: opuszczone, zakurzone domostwo, jałową ziemię, starą bibliotekę, czy zimny, wilgotny wiatr miejski. Gdzieś w oddali czuć jeszcze przesiąkniętą wilgotnością piwnicę, zmurszałe drewno, może nawet mech. Ta tabaka to podróż przez różne dzielnice starego miasta, aż po przednieścia. Mijanie ludzi, kamienic, pałaców i fabryk. Rzut oka na Paryż z całą swoją doskonałością i marginesem. Ta tabaka to sztuka.
Na początku nie potrafiłem jej zrozumieć, w pierwszym odruchu pomyślałem nawet, że zakup perisera był niewypałem. Byłem smutny i nie potrafiłem znaleźć powodu. Teraz już wiem. Byłem smutny, bo to smutna tabaka. Skłaniająca do przemyśleń, przenosząca minione problemy na tu i teraz. Tabaka trudna i pokazująca, że świat jest dla każdego inny, że nie zawsze jest łatwo żyć.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
+ wehikuł czasu
+ buteleczka
+ forma
+ buteleczka
+ forma
Minusy Tabaki
- nie zauważam
P
Tradycji szczypta i szczypanie
Ocena ogólna
4.6
Ocena smaku
4.5
Ocena opakowania
5.0
Tabakę nabyłem we wspomnianym już przeze mnie sklepiku Tabakiera pod Bagatelą, w Krakowie. Drogawa, ale czymże jest 19 zł za buteleczkę tak tradycyjnego cymesu - receptura wszak z równej połowy XIX wieku pochodzi. Nie ma co się rozwodzić na temat buteleczki - jaka jest, każdy widzi, a i poprzednicy moi w recenzjach napisali o niej dość. Przejdźmy więc od razu do sedna.
Spodziewałem się niemal piaskowej suchości, a tu niespodzianka - jest sucho, ale wcale nie tak bardzo. Niewiele myśląc - niuch.
Pierwszym wrażeniem było dotkliwe pieczenie w nosie i myśl, której nie przytoczę zważywszy na zasady przyzwoitości, lecz po chwili pieczenie ustąpiło i pojawił się ten smak. Kurz, pylistość, przywodząca na myśl Samuelowską, jednak dużo od owej smaczniejsza. Jakieś niezidentyfikowane zioła - ot, stara, tradycyjna apteka ze słojami ziołowych specyfików na zakurzonych półkach, a wszystko to okraszone aromatem świetnego tytoniu. Przypomina mi trochę Civette, lecz gdy w Civette mamy odświeżenie i łagodność, tutaj otrzymujemy podobny aromat lecz w surowej, powiedziałbym "męskiej" formie. Kiedyś to były tabaki! Myśli same ulatują, kierując się w stronę zamierzchłych czasów i trwają w nich długo, długo... Bo nawet, gdy aromat z nosa wywietrzeje, ręka sama sięga po buteleczkę.
Spodziewałem się niemal piaskowej suchości, a tu niespodzianka - jest sucho, ale wcale nie tak bardzo. Niewiele myśląc - niuch.
Pierwszym wrażeniem było dotkliwe pieczenie w nosie i myśl, której nie przytoczę zważywszy na zasady przyzwoitości, lecz po chwili pieczenie ustąpiło i pojawił się ten smak. Kurz, pylistość, przywodząca na myśl Samuelowską, jednak dużo od owej smaczniejsza. Jakieś niezidentyfikowane zioła - ot, stara, tradycyjna apteka ze słojami ziołowych specyfików na zakurzonych półkach, a wszystko to okraszone aromatem świetnego tytoniu. Przypomina mi trochę Civette, lecz gdy w Civette mamy odświeżenie i łagodność, tutaj otrzymujemy podobny aromat lecz w surowej, powiedziałbym "męskiej" formie. Kiedyś to były tabaki! Myśli same ulatują, kierując się w stronę zamierzchłych czasów i trwają w nich długo, długo... Bo nawet, gdy aromat z nosa wywietrzeje, ręka sama sięga po buteleczkę.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
-Niczym niezmącona tradycja
-Buteleczka!
-Idealna do chwili namysłu
-Można ciągle doszukać się nowych wątków
-Wehikuł czasu
-Buteleczka!
-Idealna do chwili namysłu
-Można ciągle doszukać się nowych wątków
-Wehikuł czasu
Minusy Tabaki
-Szczypie w nos, ale idzie się przyzwyczaić
M
To „coś”
Ocena ogólna
5.0
Ocena smaku
5.0
Ocena opakowania
5.0
Produkt przeznaczony dla osób, dla których poszanowanie tradycji i smak minionych wieków jest nie tyle miłością, co filozofią życia. Receptura tej tabaki pochodzi z 1850 roku, lecz mam wrażenie, jak gdyby to nie przepis był z połowy XIX wieku, lecz sam proszek, zamknięty szczelnie w kwadratowej, pięknej i stylowej butelce. W momencie odpieczętowania podbitej korkową wkładką zakrętki, niczym dżinn z amfory, wypływa z butli przezroczysta mgiełka surowego aromatu. Tabaka przywodzi na myśl zapach opadłych jesiennych liści, czarnej ziemi, pożółkłych kart starej książki, kurzu, zalegającego na mrocznym poddaszu, stajni, gwiaździstych nocy, spędzonych na stogu siana, bagna i ostępów leśnych, a nawet… nawozu tudzież gnoju. Tabaka bardzo trudna i wymagająca (może nawet najtrudniejsza, jaką kiedykolwiek próbowałem). Pełna skupienia, smutku, dekadenckiej nostalgii i gorzkich przemyśleń. Dla znawców, ekspertów zamiłowanych w smaku tytoniu prawdziwego. Dla poszukiwaczy sedna, istoty rzeczy, tego „czegoś”; wszak Pariser No. 2 owo „coś”, ten specyficzny charakter, bezsprzecznie posiada. Nie wiem, co o niej myśleć… i może niech tak zostanie.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
- pokłon tradycji,
- doskonały, surowy smak,
- piękna, stylizowana etykieta,
- doskonały, surowy smak,
- piękna, stylizowana etykieta,
Minusy Tabaki
- brak,
P