- Tabaki
- Tabaki
- Poschl Tabak GmbH & Co. KG
- Himalaya Lemon + C
Himalaya Lemon + C
Parametry tabaki
Smak tabaki
Cytryna
Waga tabaki
8 g.
Opakowanie
plastikowe
Pöschl Tabak GmbH & Co. KG
Recenzje użytkowników
2 reviews
Ocena ogólna
3.4
Ocena smaku
3.3(2)
Ocena opakowania
4.0(2)
Already have an account? Log in now or Create an account
Himalaya Lemon +C
Ocena ogólna
3.8
Ocena smaku
3.5
Ocena opakowania
5.0
Dziennik podróżnika część 2. Udało mi się w końcu wydostać z tego piekielnego Gangkhar Puensum i wywalić tych piekielnych pachołów z mojej drużyny. Całe szczęście dostaliśmy dofinansowanie z racji wyhodowania w warunkach ekstremalnych truskawek. Także dokończyliśmy wędrówkę na szczyt i zeszliśmy, obsypując w międzyczasie całą górą nasionami naszych truskawek. Po zejściu dostaliśmy nowe zlecenie, wejście na najwyższy szczyt Himalajów Assamskich - Namcze Barwa. Cel jest jeden - posadzić sadzonkę drzewa cytrusowego. Zleceniodawcą okazała się być ta sama niemiecka firma, która stworzyła nasiona himalajskich truskawek. Mnie to tito jakie są wymogi, ważne, że mi płacą i to grubo płacą. W ten sposób mogłem pozwolić sobie nawet na wynajęcie lepszych pachołów.
W skład mojej załogi, oprócz Majkiego (straszny, skośnooki nudziarz, który podbiera mi cukierki z kieszeni), weszli Niemcy i Amerykanie. Stwierdziłem, że nie ma na świecie miejsca, w które te dwa narody nie wejdą ze swoimi ciężkimi buciorami. Więc hej, świetna decyzja! Jedni śpiewając "hende hoch, hende hoch" (czyli "wszyscy ręce do góry" - świetna integracyjna zabawa), drudzy krzycząc "oil! oil!" (pewnie chodzi, żeby coś olać... może o toaletę chodziło) - i już po jednym dniu wspinaczki udało się dostać na sam szczyt Namcze Barwa. Good job! Byle nie "hand" jak na ostatniej wyprawie.
Był tylko jeden problem... nikt nie chciał zasadzić drzewa. Niemcy chcieli się wysługiwać Amerykanami, a Amerykanie krzyczeli, że wujek Sam nie płaci. Nosz kurde, jaki wujek? Przecież niemieccy naukowcy płacą! Ech, w każdym razie sam musiałem wykopać dziurę, wsadzić sadzonkę i nie dać się okraść przez Majkiego, wielbiciela cukierków. I gotowe, teraz tylko trzeba było czekać...
Następnego dnia z samego rana, na miejscu sadzonki, naszym oczom ukazało się drzewo z cytrynami. Ech te nowinki technologiczne, zupki chińskie, oranżadki w proszku, a teraz owoce instant. Ważne, że płacą, a mnie reszta tito.
Majki bardzo szybko dorwał się do drzewka i zebrał wszystkie owoce z niego! A to azjatycka menda. W sumie czemu tak się dobrał do tych cytrusów ciężko mi powiedzieć. Czyżby skrywały jakąś substancję uzależniających Azjatów, działając niczym afrodyzjak czy coś? Na szczęście udało mi się dowiedzieć o co chodzi, gdyż pacnąłem Majkiego w łepetynę i wziąłem od niego jedną cytrynkę. W końcu jestem szefem, nie?
Powąchałem dokładnie tę cytrynkę, limonkę czy co tam to cytrusowe drzewko rodziło i zapachem swym przypominało w rzeczywistości pierwszej klasy owoc, ba, może nawet i lepszej klasy od oryginały - chemia robi cuda. Ale to nie to, czemu Majki tak je zrywał... Obrałem, chapsnąłem do swej paszczy i... Boże coś Himalaje! Słodka cytryna! A niech mnie śnieżkami biją, ten uzależniony od słodyczy skubany Azjata zbierał je, bo są słodkie! W sumie nie dziwię się - ładny zapach, słodki smaczek i witamina C. Czego chcieć więcej? Pewnie tego samego czego przy truskawkach, żeby smak nie uciekał tak szybko.
Dobra, misja zakończona, raport przesłany do niemieckich naukowców. Może by tak wziąć urlop? Albo poznać jakieś ładne alpinistki i poszukać z nimi "człowieka śniegu" hehe. A może ruszyć na kolejną wyprawę z ekspedycją z Indii? Zastanowię się. Ważny dzień pracy i kasiora jak za pół roku.
W skład mojej załogi, oprócz Majkiego (straszny, skośnooki nudziarz, który podbiera mi cukierki z kieszeni), weszli Niemcy i Amerykanie. Stwierdziłem, że nie ma na świecie miejsca, w które te dwa narody nie wejdą ze swoimi ciężkimi buciorami. Więc hej, świetna decyzja! Jedni śpiewając "hende hoch, hende hoch" (czyli "wszyscy ręce do góry" - świetna integracyjna zabawa), drudzy krzycząc "oil! oil!" (pewnie chodzi, żeby coś olać... może o toaletę chodziło) - i już po jednym dniu wspinaczki udało się dostać na sam szczyt Namcze Barwa. Good job! Byle nie "hand" jak na ostatniej wyprawie.
Był tylko jeden problem... nikt nie chciał zasadzić drzewa. Niemcy chcieli się wysługiwać Amerykanami, a Amerykanie krzyczeli, że wujek Sam nie płaci. Nosz kurde, jaki wujek? Przecież niemieccy naukowcy płacą! Ech, w każdym razie sam musiałem wykopać dziurę, wsadzić sadzonkę i nie dać się okraść przez Majkiego, wielbiciela cukierków. I gotowe, teraz tylko trzeba było czekać...
Następnego dnia z samego rana, na miejscu sadzonki, naszym oczom ukazało się drzewo z cytrynami. Ech te nowinki technologiczne, zupki chińskie, oranżadki w proszku, a teraz owoce instant. Ważne, że płacą, a mnie reszta tito.
Majki bardzo szybko dorwał się do drzewka i zebrał wszystkie owoce z niego! A to azjatycka menda. W sumie czemu tak się dobrał do tych cytrusów ciężko mi powiedzieć. Czyżby skrywały jakąś substancję uzależniających Azjatów, działając niczym afrodyzjak czy coś? Na szczęście udało mi się dowiedzieć o co chodzi, gdyż pacnąłem Majkiego w łepetynę i wziąłem od niego jedną cytrynkę. W końcu jestem szefem, nie?
Powąchałem dokładnie tę cytrynkę, limonkę czy co tam to cytrusowe drzewko rodziło i zapachem swym przypominało w rzeczywistości pierwszej klasy owoc, ba, może nawet i lepszej klasy od oryginały - chemia robi cuda. Ale to nie to, czemu Majki tak je zrywał... Obrałem, chapsnąłem do swej paszczy i... Boże coś Himalaje! Słodka cytryna! A niech mnie śnieżkami biją, ten uzależniony od słodyczy skubany Azjata zbierał je, bo są słodkie! W sumie nie dziwię się - ładny zapach, słodki smaczek i witamina C. Czego chcieć więcej? Pewnie tego samego czego przy truskawkach, żeby smak nie uciekał tak szybko.
Dobra, misja zakończona, raport przesłany do niemieckich naukowców. Może by tak wziąć urlop? Albo poznać jakieś ładne alpinistki i poszukać z nimi "człowieka śniegu" hehe. A może ruszyć na kolejną wyprawę z ekspedycją z Indii? Zastanowię się. Ważny dzień pracy i kasiora jak za pół roku.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
- żółty kolor
- ładny zapach
- ładny zapach
Minusy Tabaki
- aromat szybko się ulatnia
F
Cytrynowa tabaka?
(Updated: Styczeń 24, 2011)
Ocena ogólna
3.0
Ocena smaku
3.0
Ocena opakowania
3.0
Tabaka, a właściwie odświeżacz do nosa, na początku znajomości wydawał się być dobrym kompanem. Lekki i nienachalny aromat, ciekawa żółta barwa proszku, mocno kontrastująca do standardowego brązu, było swoistą odskocznią od jakby nie było, ciężkich schmalzlerów. Niestety wszystko co piękne szybko się kończy, a w przypadku znajomości z Lemonem nawet bardzo szybko. Tabaka pozostawiona na 2-3 tygodnie bardzo szybko przejęła wilgoć z otoczenia i utworzyła w pudełeczku dosyć duże grudki, praktycznie uniemożliwiając swobodne wysypywanie na rękę. Daję jej ocenę średnią, bowiem moim zdaniem jest tak właśnie, gdzieś pośrodku.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
Dla wszystkich
Witamina C
Witamina C
Minusy Tabaki
Szybko się granuluje
M
Mateusz