Warszawski „Union”
15 years, 11 months ago | 3 RepliesZanim szerzej napiszę o zakładach „Union” (bądź „Unjon”, bo pisownia nie jest w tym przypadku jednolita) muszę zacząć (jak każdy autor) od zastrzeżeń. Po pierwsze: niniejszy post nie dotyczy wyłącznie tej fabryki, po drugie, nie opisuje jej całej historii, ale skupia się na latach 60. i 70. XIX wieku. Dotarłem do stosunkowo małej ilości materiału dotyczącego tego tematu. Praktycznie nie ma żadnej pracy historycznej omawiającej przemysł tytoniowy w Kongresówce, materiały archiwalne (np. prasa) zostały mocno przerzedzone przez wojnę. A te, co zostały traktują raczej ogólnie o przemyśle tytoniowym, rzadziej wdając się w omawianie konkretnych fabryk. Z tego powodu mój tekścik mógłby się nazywać „Kart parę z dziejów przemysłu tytoniowego w Królestwie Kongresowym”, ale tak go nie nazwę, bo tytuł brzmi nazbyt pretensjonalnie.
Tobacco Tycoon
Momentem kluczowym dla naszej opowieści jest początek lat 60 XIX wieku, a dokładniej sierpień 1860, kiedy to zniesiono państwowy monopol na produkcję wyrobów tytoniowych. W tym momencie w Królestwie Kongresowym funkcjonowało pięć fabryk tabacznych: w Warszawie, Lublinie, Działoszynie, Krośniewicach i Suwałkach. Ich właścicielem był rząd carski, ale zarząd spoczywał w rękach warszawskiego bankowca i przemysłowca Leopolda Kronenberga, założyciela m. in. Banku Handlowego, który obecnie jest częścią Citybanku.
Był to, ogólnie rzecz biorąc, człowiek mocno zasłużony dla polskiej ekonomii XIX wieku, a potęgę finansową zaczął budować właśnie od sprawowania pieczy nad carskimi fabrykami tabacznymi. Gdy zniesiono monopol, Kronenberg odkupił je od państwa i z dnia na dzień sam stał się tytoniowym monopolistą w Kongresówce. Wszakże nie na długo, ponieważ już w 1862 roku w Królestwie było 9 fabryk tabacznych, a dwa lata później ich liczba zwiększyła się do 11. Pięć nowych wyrosło w Warszawie, a szósta w Łodzi. Dużo nam to mówi o popycie na wyroby tytoniowe. Oba miasta, największe w Królestwie Kongresowym i należące do większych w całym Cesarstwie tworzyły duże rynki zbytu dla produkcji tych zakładów.
Kronenberg, jak na środkowoeuropejskiego tycoona owych czasów przystało miał świadomość tego, że konkurencja nie będzie spać i podejmie walkę o klienta, więc już w momencie przejmowania zakładów od państwa podjął decyzję o zbudowaniu od podstaw nowoczesnej fabryki wyrobów tytoniowych w Warszawie. Powstała ona szybko i już w roku 1861 rozpoczęła produkcję.
7 listopada 1861 roku Kurier Warszawski donosił: „Wspaniała fabryka tabaczna przy ulicy Marszałkowskiej jest jak wiadomo ukończoną w zupełności i w ruch wprowadzoną została”. Wytwórnia była zlokalizowana między ulicami Marszałkowską, Hożą i Wielką (obecnie Poznańska). Cóż o niej można powiedzieć? Ówczesna prasa warszawska z zadziwieniem informowała o ogromnej nowoczesności tych zakładów. Znaczna część produkcji była zmechanizowana, główny korpus stanowiło 14 dużych maszyn przetwarzających tytoń, do tego dochodziły także inne, pomniejsze, jak np. filtry oczyszczające powietrze z pyłu tabacznego. Cały ten kompleks był napędzany maszyną parową o mocy… 40 koni mechanicznych (polecam uwadze miłośników samochodów) wspomaganą przez dwie mniejsze. Budynki ogrzewano parą wodną, a oświetlano lampami gazowymi. W zakładach Kronenberga zatrudnionych było około 1 000 osób. Nie tylko przy produkcji wyrobów tytoniowych, ale także innych pracach z tym związanych – wytwarzaniu opakowań, drukowaniu etykiet itp. Stanowiły one większość robotników zatrudnionych wówczas we wszystkich fabrykach tytoniowych w Królestwie – w 1863 roku liczba ta wynosiła 1 760 ludzi. To pokazuje, że na swoje czasy, zakłady Kronenberga były prawdziwym gigantem i to nie tylko na skalę miejscową, ale także europejską – należały do największych na kontynencie.
Następne lata, jak można wnosić z posiadanych przeze mnie materiałów, były dość pomyślne zarówno dla firm Kronenberga, jak i pozostałych przedsiębiorstw tytoniowych w Królestwie Kongresowym. Tytoń w tych czasach stawał się używką coraz bardziej popularną, zwłaszcza w formie papierosów szybko upowszechniających się w Europie po wojnie krymskiej (ponoć ten turecki zwyczaj przywieźli na zachód brytyjscy weterani). Poza tym na korzyść miejscowych producentów działała wojna secesyjna, która ograniczyła amerykańską produkcję i eksport tytoniu do Europy. Wykorzystywali to zarówno plantatorzy rosyjscy, jak i polscy, przy czym ci pierwsi, co łatwo zrozumieć, mieli zdecydowaną przewagę, jako że dysponowali o wiele większymi powierzchniami upraw, jak też byli bogatsi w doświadczenie. Wyroby zakładów Kronenberga wyrobiły sobie w tym czasie bardzo dobrą markę.
Pojawia się „Union”
Koniec wojny secesyjnej nie wpłynął specjalnie wyraźnie na przemysł tabaczny w Królestwie, prawdziwy przełom nastąpił kilka lat później – na przełomie lat 1871 i 1872. Wówczas zniesiono cło na tytoń i jego przetwory dotychczas obowiązujący między Cesarstwem i Kongresówką. Wykorzystali to, rzecz jasna, rosyjscy producenci, którzy bardzo ostro weszli na polskie rynki z zamiarem zniszczenia miejscowej konkurencji – „Z początkiem roku zeszłego nastąpiło silne zalanie naszych targów przez fabrykaty z cesarstwa pochodzące. Zjawiały się coraz nowe gatunki i odmiany papierosów, cygar i tytuniów, a prawdę rzekłszy, transporty wysyłane do Warszawy były chwilowo wyborne, na zjednanie konsumentów obrachowane” – pisał komentator Tygodnika Ilustrowanego w styczniu 1874 roku. Stary Kronenberg zawczasu przewidział tę sytuację i już w styczniu (a więc w pierwszych dniach obowiązywania nowych przepisów) sprzedał swoje warszawskie zakłady z ulicy Marszałkowskiej spółce „Union” z siedzibą w Dreźnie, w której pierwsze skrzypce grał H. Ollendorf. Założono ją kilka tygodni wcześniej, 12 grudnia 1871. Kapitał zakładowy wynosił 1 100 000 talarów (około 1 200 000) rubli, co było naprawdę poważną kwotą. Niech porównaniem będzie pewna postać literacka, niejaki Stanisław Wokulski kilka lat później w trakcie wojny rosyjsko-tureckiej zadziwił całą kupiecką Warszawę zarabiając około 300 000 rubli. Inna postać literacka, Karol Borowiecki w latach 90. jako wysoki rangą urzędnik fabryczny zarabiał około 10 000 rubli rocznie. Gdy zestawimy te liczby, okaże się, że Union był naprawdę potężną spółką.
Patrząc ta tę transakcję z perspektywy przeszło 130 lat można powiedzieć, że „Union” nieźle się wkopał, bo już na początku pojawiły się pierwsze problemy. Nie dość, że rosyjscy konkurenci nadsyłali wyborny towar, to jeszcze nowe przepisy akcyzowe wymusiły całkowite przepakowanie i przebanderolowanie gotowych wyrobów zmagazynowanych w fabryce. To, rzecz jasna, oznaczało koszty i stratę czasu. Nieodzowne stało się zwolnienie połowy załogi i wydłużenie czasu pracy (ale za dopłatą – jak informowała prasa). Tym niemniej pierwszy rok z nowym właścicielem fabryka skończyła z bilansem pozytywnym – stopniowo zwiększono zatrudnienie z 450 do 850 ludzi, zmodernizowano część parku maszynowego, zwiększono produkcję i, jak twierdzili niektórzy, podwyższono jakość (niestety, trzeba wierzyć na słowo). Jednocześnie Towarzystwo kontynuowało ekspansję na wschód i już w 1873 roku założyło firmowe składy swoich towarów w Moskwie, Petersburgu, Kijowie i Odessie. Nie oznaczało to braku trudności w prowadzeniu firmy. Świadczy o tym interesujący artykuł zamieszczony w Przeglądzie Tygodniowym z 6 XII 1874, który stanowi doskonały przykład „pijaru” z drugiej połowy XIX wieku. Otóż w tym mniej więcej czasie pojawiły się w Warszawie plotki, jakoby „Union” zwolnił nieomalże wszystkich dotychczasowych pracowników zastępując ich (zwłaszcza na stanowiskach kierowniczych) Niemcami. Kierownictwo firmy, chcąc zdementować te pogłoski, zaprosiło dziennikarzy do fabryki, aby na własne oczy mogli się przekonać o nieprawdziwości tych zarzutów. Wraz z nimi dowiadujemy się, że „W obecnych zabudowaniach z wielkiem kosztem wzniesionych w których wzgląd miano na wygodę i zdrowie pracowników, fabryka zajmuje 700 z górą robotników”, [a więc liczebność załogi stale fluktuowała – ŁO] „przeważnie kobiet”. Nie obeszło się bez wzruszających obrazków rodzajowych, które zapewne miały działać na ówczesną publikę – „Całe pokolenia pracowników spotkać tam można. Między robotnicami rodzina Franke np. liczy kilkudziesięciu członków. Protoplastką rodu jest rześka jeszcze starowinka, która trzydzieści dwa lat w fabryce pracując, jak z miny sądzić można, jeszcze prawnuczęta prowadzić będzie z sobą do fabryki”. Zarzuty zwalniania Polaków i zastępowania ich Niemcami nie były, jak można przypuszczać, rzadkie. Świadczy o tym tekst reklamowy wydrukowany rok wcześniej w Przewodniku po Warszawie i okolicach na rok 1873, w którym, poza opisem nowoczesnych maszyn, dobrych warunków socjalnych (specjalnie zatrudniony lekarz czuwający nad zdrowiem 1000 robotników) i doskonałych wyników finansowych podkreślano, że „Administracja fabryki z małym wyjątkiem złożona jest z krajowców”.
Kłopoty spółki wynikały nie tylko z warunków rynkowych zmienionych zniesieniem ceł oraz silnej konkurencji. Nie było tajemnicą, że na sprzedaży swojej fabryki Kronenberg zrobił naprawdę dobry interes, gdyż cena, jaką uzyskał przekraczała wartość zakładów. Jeszcze lepiej wyszedł na zbyciu posiadanych zapasów tytoniu, za które „Union” ewidentnie przepłacił. Zaopatrzenie w tytoń było zresztą słabym punktem tej firmy, co ujawniło się już wkrótce, bo w roku 1875. Wtedy to, wobec bardzo złych wyników finansowych (ponad 277 066 rubli straty w roku 1874) rada nadzorcza spółki przysłała specjalną komisję, która miała wyjaśnić sprawę. Jej dochodzenie wykazało, że Administrator fabryki („Złożony chorobą” w trakcie prac komisji) nie wywiązywał się ze swoich obowiązków, przez co został zwolniony. Do tego wyszło na jaw, że jeden z członków rady nadzorczej, prywatnie handlarz tytoniu, sprzedaje tytoń… zakładom „Union”. Po cenach preferencyjnych. Rzecz jasna dla siebie. Sprawa stała się dość głośna, odbiła się echem nie tylko w prasie warszawskiej, ale także berlińskiej. Efektem prac komisji były zmiany (zarówno personalne, jak i statutowe) mające uzdrowić sytuację w spółce. Nie spełniły one pokładanych w niej nadziei i sprawy szły coraz gorzej. O ile w 1879 r. „Union” wyprodukował towaru o wartości 1,5 mln rubli, o tyle w 1884 wartość produkcji spadła do 380 tysięcy. 75-procentowa zapaść…
Efektem było zawieszenie działalności firmy, choć zarząd i akcjonariusze mieli zapewne nadzieję na odbicie się od dna. Świadczy o tym choćby wzmianka ze stycznia 1887 roku informująca, iż „Niefunkcjonująca fabryka tabaczna pod firmą „Union” w Warszawie, od 1 lutego na nowo będzie puszczoną w ruch; fabryka zatrudnia 450 ludzi”. A więc fluktuacja kadr trwała w najlepsze. Jak wiemy skąd indziej fabryka została zamknięta w 1898 roku, choć jeszcze w 1910 roku panowie Kołodziejski i Filipowski prowadzili przy Nowym Świecie 31 firmę tabaczną „Union”. Nie byli oni jednak kontynuatorami omawianej firmy, lecz właścicielami całkiem nowej, założonej w 1901. Zapewne nazwa nieprzypadkowo nawiązywała do znanej na lokalnym rynku marki.
Epilogiem dziejów „Unionu” była, wkrótce po likwidacji fabryki, decyzja właściciela nieruchomości po niej, udostępnienia budynku Politechnice Warszawskiej. Została ona oficjalnie utworzona właśnie w 1898 roku i początkowo nie posiadała własnej siedziby (istniejący do dziś w Warszawie reprezentacyjny gmach tej uczelni był dopiero projektowany). Znalazła ją właśnie w opuszczonych halach „Unionu”. W ten sposób nazwisko Leopolda Kronenberga związało się z drugą warszawską uczelnią wyższą. Pierwszą jest Szkoła Główna Handlowa, której podwaliny tworzył.
Po przenosinach Politechniki do nowych budynków budowanych między obecnym placem Politechniki, i ulicami Koszykową i Noakowskiego (przeprowadzka zaczęła się w 1903 r.) teren po dawnych zakładach „Union” podzielono na trzy parcele i sprzedano. Nie oznacza to końca życia samego budynku, który we fragmentach stał do II wojny światowej i przetrwał powstanie warszawskie. Ostatnie jego fragmenty zburzono dopiero po 1945 roku w trakcie poszerzania ul. Marszałkowakiej i wyburzania ocalałych fragmentów jej zachodniej pierzei.
Konkurencja
Nie wiem, jaka była przyczyna upadku początkowo tak prężnie prosperującej firmy. Przypuszczam, że jest to klasyczny przykład ociężałego i źle zarządzanego przedsiębiorstwa, które w sprzyjających warunkach czuło się jak ryba w wodzie, zaś po ich zmianie okazało się zupełnie bezradne. Zapewne niepoślednią rolę odegrała w tym przypadku konkurencja nie tylko z Cesarstwa, czy zachodu, ale także miejscowa, która, jak wspominałem, od początku lat 60. rozwijała się całkiem bujnie. Prawdę powiedziawszy o tych firmach wiem niewiele, więc ten podrozdzialik jest raczej wskazówką do dalszych poszukiwań, niż gotowymi informacjami. Na początku lat 60., zaraz po zniesieniu monopolu państwowego poza Kronenbergiem pojawiły się sześć spółek tabacznych: Jawitz i S-ka, Zajdel (pisany także jako Sajdel), Fruchtman i S-ka, Kronenblech i S-ka, Kallimek Teofilida, Bracia Polakiewiczowie oraz Landau i S-ka. W posiadanych materiałach spotkałem się także z firmą Farbsztajn i S-ka produkującą wyłącznie cygara i papierosy, tyle, że choć pojawia się ona w prasie z 1862 roku, to nie ma jej już w informatorze z 1864. Można więc wnosić, że albo zmieniła nazwę, albo została przejęta. W 1867 do tego grona kolejną wytwórnię wyrobów tytoniowych otworzyli Rosenthal i Rabinesohn. Pod koniec lat 60. dołączyła do tego pokaźnego grona firma „Laferme” – własność spółki zawiązanej przez galicyjskiego barona Huppmana, właściciela fabryk tabacznych w Dreźnie, Petersburgu, Odessie i Moskwie. W roku 1874 powstała kolejna firma – „Fabryka Tabaczna Braci Szapira”. Wytwórnie te nie były wielkie, zwłaszcza w porównaniu z „Unionem” – zatrudniały przeciętnie około 100 robotników. Jednakże „Nec Hercules contra plures” – „I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa”, tym bardziej, że wzmiankowane wytwórnie zakładały własne hurtownie także w innych miastach Kongresówki.
Jak zatem widać, Królestwo Polskie było w tamtych czasach miejscem bujnie rozwijającego się przemysłu tytoniowego. Zapewne wynikało to z gospodarczych uwarunkowań Cesarstwa Rosyjskiego – prowincja szybko uprzemysławiająca się, ludna i leżąca na zachodnich rubieżach była dobrym miejscem na lokowanie przemysłu przetwarzającego surowiec na wielką skalę produkowany na Ukrainie i w Rosji południowej.
Tabaka
I na koniec docieramy do sprawy najciekawszej: tabaki produkowanej w tamtych czasach. Niestety, nie wiem, czy (a jeśli tak, to jakie) „Union” posiadał własne receptury tabaczne i charakterystyczne dla siebie wyroby. W każdym razie tabaczarze Królestwa Polskiego w II połowie XIX wieku mieli do wyboru kilkanaście lokalnych gatunków tabak. Były to: ordynaryjna, ruska, ukraińska, polska nr 1, polska nr 2, litewska nr 1, litewska nr 2, petersburska, Albanka nr 1, Albanka nr 2, Hollenderka oraz francuska (zwana „Francuzką”). Poza tym istniały gatunki importowe, przy czym stanowiły one około ¼ – 1/5 wszystkich tabak obecnych na rynku. Co warte zauważenia, import tabaki do Królestwa Kongresowego następował wyłącznie z zachodu. Dla przykładu: w roku finansowym 1859/60 wwieziono do Kongresówki z Rosji 10 funtów tabaki (5 kg), zaś z zachodu – 756 funtów. Podobne proporcje utrzymywały się w latach następnych.
Które z tych gatunków były najpopularniejsze? Trudno jednoznacznie powiedzieć, ale wnosząc z wielkości produkcji można powiedzieć, że, wbrew nazwie, nie była to ordynaryjna, lecz petersburska, która stanowiła około 70% całej produkowanej w Królestwie tabaki. Na drugim miejscu plasowała się francuska. Reszta tabak była wytwarzana w stosunkowo niewielkich ilościach.
-
Warszawski „Union”
- You must be logged in to reply to this topic.