Aktywność w serwisie Top25snuff.com › Forums › Off-topic › Kwas Chlebowy › Kwas Chlebowy
Jadąc w Bieszczady zaopatrzyłem się w zapasy kwasu chlebowego. Kupiłem kilka Backoriu, Tradycyjny od ekoNatury i ze dwa Obolonie na drogę. Źle oceniłem sytuację – myślałem, że skoro ciężko w osiedlowych sklepikach w Bydgoszczy dostać kwas, to tym ciężej będzie go dostać w małej mieścinie na drugim końcu Polski. Tymczasem ta mieścina znajduje się przecież kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Ukrainą – państwa, które kwas uważa za swój napój narodowy (razem z Białorusią, Litwą i Rosją).
W pierwszym sklepie natknąłem się na Obolonie – zwykłe, dostępny w Bydgoszczy, a do tego nieznane mi skądinąd jak tylko ze strony producenta Wiśniowy oraz Śliwkowy (4,50zł/1l). Zakupiłem oba. Sprawa z nimi ma się tak jak ze zwykłym Obolonem – nie wiadomo czy to jeszcze kwas, ale jest to po prostu bardzo dobry, orzeźwiający napój gazowany, na pewno zdrowszy od wszelkiej coli (choć sam smakuje nieco do coli podobnie, z tym że smak jest przesunięty w kierunku chleba i karmelu). I tym sposobem Wiśniowy przypominał Cherry Coke, a Śliwkowy niewiele różnił się w smaku od Wiśniowego. Ale miałem dość ciekawe wrażenie, jakby smak wiśni nie był gazowany, tylko był nałożony na kwas chlebowy, ponieważ całkiem przyjemna wisienka następowała po opadnięciu bąbelków. Niestety, wszystkie zawierają benzoesan sodu, co dyskwalifikują je jako „zdrowy, naturalny napój”. Co ciekawe, ten sam kwas obołoński z puszki jest już pasteryzowany.
Tuż przed wejściem na zaporę w Solinie (od strony miasta) stoją dwie beczki z łotewskim kwasem – Rycerskim (skończył się) oraz Ilguciema (Dark) w cenie 5,50 za 0,33l lane do plastikowego kubeczka. Dark zdawał mi się być lepszy od Rycerskiego, który ma dla mnie dziwny metaliczny posmak – aczkolwiek mogła to być też kwestia ogromnego tego dnia upału sięgającego trzydziestu kilku stopni i dobrze schłodzony kwas z beczki byłby pyszny tak czy inaczej.
Któregoś dnia wyjazdu pierwszy raz miałem przyjemność kupić i wypić kwas w restauracji. A stało się to zupełnie przypadkiem, bo do Karczmy Łemkowyna weszliśmy z czystej ciekawości, tymczasem w swoim menu miała ona całą stronę poświęconą kwasom. Oprócz Obolona i Podpiwka Warmińskiego (które można było kupić w Cisnej w sklepach) dostępne były także wyroby ekoNatury: Tradycyjny, Na chmielu, Na miodzie, Malinowy, Jeżynowy, z dodatkiem suszonych owoców. Cena 7,50zł za buteleczkę 0,33 litra skutecznie mnie odstraszyła od zakupu więcej niż jednego kwasu – moja strata lub też strata właściciela karczmy (choć jak nie ja to pewnie ktoś inny da się naciąć). Chmiel był wyczuwalny bardzo delikatnie, przychodził powolutku spacerkiem chwilę po wzięciu łyka, w zamian za to kwas pozbawiony był tej nuty wanilii znanej z Tradycyjnego. Naprawdę bardzo dobry kwas.
W Szynku Zamość – znów zupełnym przypadkiem – też odkryliśmy kwasy, również od ekonatury, jednakże już w przystępniejszej cenie, bo za 6zł. Oprócz tego dostępny był Lubuski z Browaru Witnica, czyli tanie żelki o smaku coli podane z gazem, w butelce i z chemicznym posmakiem gratis. Skusiliśmy się na kwas miodowy. Czuć było naturalny smak miodu, który nie był już tłem ale motywem przewodnim kwasu – podobnie jak w Kvassie Miodowym z Łotwy – ale nie był on tak mocny i słodki, zdaniem – nie zagłuszał kwasu.
W okolicy kursuje wąskotorówka, a na jej stacji początkowej (będącą też finiszem) jest stanowisko, gdzie można nabyć kwasy obołonia w czterech smakach (zwykły, wiśnia, śliwka, jabłko z miętą) oraz prawdziwy, importowany z Ukrainy kwas „Domowy” (Домашній od Olimpii) w cenie 6zł za litr. Spodziewałem się czegoś faktycznie domowej roboty, czegoś choć udającego domowy wyrób. Pierwsze wrażenie było całkiem przyjemne – ot kwas, nieco słodki, z bardzo wyraźną nutą skórki pomarańczowej. Całkiem smaczny. Ale ten „całkiemsmak „pozostawał w ustach nawet przez pół godziny, w dodatku od razu przechodząc w nieprzyjemne chemiczne doznania. Skład był przerażający: acesulfam k, benzoesan sodu, sacharyny, sorbinian potasu, karmel amoniakalno-siarczynowy… ze zdrowiem ten „kwas” na pewno nie miał zbyt wiele wspólnego. Nawet go nie dopiłem.
Szkoda tylko, że nie istnieje tam tradycja warzenia kwasu i sprzedawania go co krok – tak jak ma to tam miejsce z miodami. To idealne miejsce z idealnym klimatem – tak jak kaszuby mają swoją tabakę, tak Bieszczady mogłyby mieć swój kwas.
Na pamiątkę kupiłem kufel. Idealny do kwasu.
http://wajcenek.blogspot.com/2014/08/kwas-chlebowy-w-bieszczadach.html