- Tabaki
- Tabaki
- Samuel Gawith
- Firedance
Firedance
Informacje o tabace
Producent
Samuel Gawith
Parametry tabaki
Smak tabaki
brandy, jeżyna, wanilia
Waga tabaki
5 g, 25 g, 250 g, 500 g
Opakowanie
plastikowe i metalowe
Samuel Gawith
Firedance
Recenzje użytkowników
5 reviews
Ocena ogólna
4.7
Ocena smaku
4.7(5)
Ocena opakowania
4.5(5)
Already have an account? Log in now or Create an account
Ratafia wieloowocowa
Ocena ogólna
4.6
Ocena smaku
4.5
Ocena opakowania
5.0
Firedance jest jedną z tych niewielu tabak wywołujących we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony - jest to wyrób pod każdym względem oryginalny i najwyższej jakości. Z drugiej - pewne jej cechy zniechęcają mnie do częstego zażywania, a przez to ta recenzja czekała na napisanie bardzo długo. Do jej napisania ciągle czegoś mi brakowało. Tak jak w układance brakuje jednego puzzla. W końcu, przypadkowo, "zaskoczyło" jedno skojarzenie aby utworzyć pełen obraz. Ale wszystko po kolei.
Kiedy Firedance trafiła w moje ręce dwudziestopięciogramowe puszki Samuela Gawitha znane były nielicznym, przede wszystkim tym, którzy weszli w posiadanie Elmo's Reserve, Firedance albo któregoś z Vikingów. Dziś na szczęście są dostępne w ofercie wielu sprzedawców i mam wrażenie, że wypierają plastikowe tabakierki. W przypadku takich tabak jak Grousemoor, Wild Duck, Scotch Black czy omawiana w tej recenzji, ma to niebagatelne znaczenie, gdyż hermetycznie zamknięta puszka zachowuje zawartość w stanie nienaruszonym. Mój egzemplarz, chociaż rozhermetyzowany dwa lata temu, nadal zachował świeżość jak w dniu otwarcia. Oczywiście nie zawsze możemy liczyć na taką trwałość tabaki po otwarciu puszki. Np. Elmo's Reserve leżąc przez jakiś czas nieotwierany i tak stracił sporo ze swojej jakości. Stara etykieta Firedance (a taką właśnie posiadam) wyglądała identycznie (poza nazwą) jak w większości wyrobów Samuela Gawitha. Górna część nalepki ma malinowe tło, błękitny pasek z nazwą blendu, a poniżej duży błękitny napis "snuff". Dolna to ostrzeżenie o szkodliwości. Nowa etykieta podkreśla wyjątkowość produktu. Jest na niej rysunek tancerki w pomarańczowej sukience na białym tle i ukośnie napisana nazwa. Zniknęło ostrzeżenie o szkodliwości.
Konsystencja tabaki to cecha czasami pomijana w recenzjach, jednak w tym przypadku byłoby to niewybaczalne zaniedbanie. Jest ona bowiem doskonała. Czekoladowo-brązowy tytoń został zmielony bardzo starannie i jednolicie na drobiny średniej grubości. Wilgotność jest trochę większa od średniej, przy czym proszek nie zlepia się w grudki i zachowuje puszystość.
Po otwarciu tabakierki uwalnia się z niej silny owocowy aromat. Jest on trudny do sprecyzowania, trochę mdławy i trąci sztucznością - jak w kiepskiej jakości owocowo-podobnych napojach lub słodyczach. Jednak po zażyciu jako pierwsze pojawia się alkoholowe uszczypnięcie, które szybko znika, zastąpione wspomnianymi "landrynkami". Po nieco dłuższej chwili smak owocowy traci sztuczność i staje się bardziej naturalny, słodki ale nie przesłodzony ani zbyt nachalny. Można też wyczuć nutkę wanilii i alkoholowy posmak gdzieś na granicy percepcji. Ten element kompozycji jest najprzyjemniejszy i sprawił mi najwięcej trudności w recenzji. Długo nie mogłem znaleźć odpowiedniego skojarzenia, pozwalającego na domknięcie opisu. Najbardziej trafne wydaje mi się porównanie do owoców pozostałych po zlaniu nalewki - słodkich, aromatycznych, wciąż pachnących alkoholem. Nie potrafię określić jakie to są owoce: brzoskwinie, czereśnie, porzeczki, truskawki czy jeżyny? Przyjąłem więc, że ta nalewka musiała być ratafią, w której mogą się znaleźć dowolne owoce, w różnych proporcjach, dodawane przez cały sezon w miarę jak dojrzewają. Kto robił lub pił taką nalewkę ten wie, że nie sposób doszukać się w jej smaku poszczególnych gatunków, a skład ratafii pozostaje tajemnicą jej twórcy. Tak też jest z Firedance. Próba jej opisania nie ma na celu jednoznacznego odkrycia składników aromatu, a jedynie najlepsze przybliżenie czytelnikowi tej szlachetnej tabaki.
Na koniec została przysłowiowa łyżka dziegciu. Pierwszą cechą Firedance zniechęcającą mnie do częstego sięgania po puszeczkę jest początkowa sztuczność owocowego smaku. Drugą jest wysoka zawartość nikotyny. Jeśli o jakiejkolwiek tabace można powiedzieć o "nasyceniu" się nią, to na pewno będzie tak w przypadku Firedance. Można też nazwać to "ciężkością" tabaki. Właśnie dlatego, choć jest to bardzo dobra tabaka, nie mam zbyt często ochoty po nią sięgać.
Kiedy Firedance trafiła w moje ręce dwudziestopięciogramowe puszki Samuela Gawitha znane były nielicznym, przede wszystkim tym, którzy weszli w posiadanie Elmo's Reserve, Firedance albo któregoś z Vikingów. Dziś na szczęście są dostępne w ofercie wielu sprzedawców i mam wrażenie, że wypierają plastikowe tabakierki. W przypadku takich tabak jak Grousemoor, Wild Duck, Scotch Black czy omawiana w tej recenzji, ma to niebagatelne znaczenie, gdyż hermetycznie zamknięta puszka zachowuje zawartość w stanie nienaruszonym. Mój egzemplarz, chociaż rozhermetyzowany dwa lata temu, nadal zachował świeżość jak w dniu otwarcia. Oczywiście nie zawsze możemy liczyć na taką trwałość tabaki po otwarciu puszki. Np. Elmo's Reserve leżąc przez jakiś czas nieotwierany i tak stracił sporo ze swojej jakości. Stara etykieta Firedance (a taką właśnie posiadam) wyglądała identycznie (poza nazwą) jak w większości wyrobów Samuela Gawitha. Górna część nalepki ma malinowe tło, błękitny pasek z nazwą blendu, a poniżej duży błękitny napis "snuff". Dolna to ostrzeżenie o szkodliwości. Nowa etykieta podkreśla wyjątkowość produktu. Jest na niej rysunek tancerki w pomarańczowej sukience na białym tle i ukośnie napisana nazwa. Zniknęło ostrzeżenie o szkodliwości.
Konsystencja tabaki to cecha czasami pomijana w recenzjach, jednak w tym przypadku byłoby to niewybaczalne zaniedbanie. Jest ona bowiem doskonała. Czekoladowo-brązowy tytoń został zmielony bardzo starannie i jednolicie na drobiny średniej grubości. Wilgotność jest trochę większa od średniej, przy czym proszek nie zlepia się w grudki i zachowuje puszystość.
Po otwarciu tabakierki uwalnia się z niej silny owocowy aromat. Jest on trudny do sprecyzowania, trochę mdławy i trąci sztucznością - jak w kiepskiej jakości owocowo-podobnych napojach lub słodyczach. Jednak po zażyciu jako pierwsze pojawia się alkoholowe uszczypnięcie, które szybko znika, zastąpione wspomnianymi "landrynkami". Po nieco dłuższej chwili smak owocowy traci sztuczność i staje się bardziej naturalny, słodki ale nie przesłodzony ani zbyt nachalny. Można też wyczuć nutkę wanilii i alkoholowy posmak gdzieś na granicy percepcji. Ten element kompozycji jest najprzyjemniejszy i sprawił mi najwięcej trudności w recenzji. Długo nie mogłem znaleźć odpowiedniego skojarzenia, pozwalającego na domknięcie opisu. Najbardziej trafne wydaje mi się porównanie do owoców pozostałych po zlaniu nalewki - słodkich, aromatycznych, wciąż pachnących alkoholem. Nie potrafię określić jakie to są owoce: brzoskwinie, czereśnie, porzeczki, truskawki czy jeżyny? Przyjąłem więc, że ta nalewka musiała być ratafią, w której mogą się znaleźć dowolne owoce, w różnych proporcjach, dodawane przez cały sezon w miarę jak dojrzewają. Kto robił lub pił taką nalewkę ten wie, że nie sposób doszukać się w jej smaku poszczególnych gatunków, a skład ratafii pozostaje tajemnicą jej twórcy. Tak też jest z Firedance. Próba jej opisania nie ma na celu jednoznacznego odkrycia składników aromatu, a jedynie najlepsze przybliżenie czytelnikowi tej szlachetnej tabaki.
Na koniec została przysłowiowa łyżka dziegciu. Pierwszą cechą Firedance zniechęcającą mnie do częstego sięgania po puszeczkę jest początkowa sztuczność owocowego smaku. Drugą jest wysoka zawartość nikotyny. Jeśli o jakiejkolwiek tabace można powiedzieć o "nasyceniu" się nią, to na pewno będzie tak w przypadku Firedance. Można też nazwać to "ciężkością" tabaki. Właśnie dlatego, choć jest to bardzo dobra tabaka, nie mam zbyt często ochoty po nią sięgać.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
+ duża, solidna i szczelna puszka
+ wspaniała konsystencja
+ niesamowita trwałość aromatu i konsystencji (2 lata!)
+ złożony, nienachalny i ciekawy smak owoców z nalewki
+ wspaniała konsystencja
+ niesamowita trwałość aromatu i konsystencji (2 lata!)
+ złożony, nienachalny i ciekawy smak owoców z nalewki
Minusy Tabaki
- początkowo owoce wydają się sztuczne (landrynkowe)
- dużo nikotyny (dla niektórych to może być zaleta)
- ciężkość
- dużo nikotyny (dla niektórych to może być zaleta)
- ciężkość
A
Taniec zmysłów
(Updated: Maj 10, 2014)
Ocena ogólna
4.9
Ocena smaku
5.0
Ocena opakowania
4.5
Ten tytuł sam się ciśnie na usta, jest to tabaka tak złożona a zarazem tak przyjemna w odbiorze, że momentami doprowadza mnie do odlotów. To co czuje po jej zażyciu to niesamowita paleta iskrzących się barw, aromatów, słodko-kwaśna kraina relaksu.
Otwierając metalową puszkę z nie małym trudem, niczym królik z kapelusza wyskakuje magia zapachów, sprawia to wrażenie jakby odkręcić butelkę mocno gazowanego pysznego owocowego napoju lub wina, takie musujące uczucie. Moim zdaniem tabaka-zagadka, szczerze trudno mi opisać jaki owoc dominuje, da się także wyczuć nutę dobrego alkoholu, właśnie działającego tak jak brandy czy koniak trzymany w dłoni, który pod wpływem ciepła odkrywa przed nami swój bukiet, zapomniałem o wanilii, ale może dla tego że nie jest ona tak intensywna w przypadku mojego nosa, być może to ona odpowiada za słodycz i chyba dobrze bo nie czyni efektu mdlącego, wszystkie aromaty balansują na krawędzi słodko-kwaśnej, jak linoskoczek nad przepaścią. Bardzo mnie odpręża ten stan po jej zażyciu, wprowadza w błogi nastrój, ale także powoduje pobudzenie.
Tabaka świetna pod każdym względem, długo się utrzymuje w nosie, czasami zażywając ją na wieczór, czuje jeszcze rano jej posmak. Dodać trzeba, że na świetnym tytoniu, wilgotnym, średniego zmielenia i barwy brązowej. Ów tytoń fajnie i delikatnie szczypie wnętrze naszego nosa, dając przy tym jakby lekko torfowy posmak. Puszka wykonana solidnie i z dobrego materiału, szczelna, trudna w otwieraniu, trzeba użyć jakiegoś delikatnego narzędzia. Mieści w sobie 25g tabaki, to dość sporo ale zważywszy na jej przyjemność zażywania może szybko się skończyć. Niebagatelnym plusem jest na pewno jej cena, jak na taką ilość i jej jakość to uważam za rewelacje.
Tabakę dedykować można wszystkim, zarówno zaawansowanym, którym da przyjemność z odkrywania jej a także początkującym, którzy chcieli by coś więcej niż podstawki Poeschla. Idealna na chłodne dni przy kominku z ukochaną pijąc dobre rozgrzewające wino a także na wiosenne i letnie dni, gdzie świetnie zgrywa się z zapachami natury.
Otwierając metalową puszkę z nie małym trudem, niczym królik z kapelusza wyskakuje magia zapachów, sprawia to wrażenie jakby odkręcić butelkę mocno gazowanego pysznego owocowego napoju lub wina, takie musujące uczucie. Moim zdaniem tabaka-zagadka, szczerze trudno mi opisać jaki owoc dominuje, da się także wyczuć nutę dobrego alkoholu, właśnie działającego tak jak brandy czy koniak trzymany w dłoni, który pod wpływem ciepła odkrywa przed nami swój bukiet, zapomniałem o wanilii, ale może dla tego że nie jest ona tak intensywna w przypadku mojego nosa, być może to ona odpowiada za słodycz i chyba dobrze bo nie czyni efektu mdlącego, wszystkie aromaty balansują na krawędzi słodko-kwaśnej, jak linoskoczek nad przepaścią. Bardzo mnie odpręża ten stan po jej zażyciu, wprowadza w błogi nastrój, ale także powoduje pobudzenie.
Tabaka świetna pod każdym względem, długo się utrzymuje w nosie, czasami zażywając ją na wieczór, czuje jeszcze rano jej posmak. Dodać trzeba, że na świetnym tytoniu, wilgotnym, średniego zmielenia i barwy brązowej. Ów tytoń fajnie i delikatnie szczypie wnętrze naszego nosa, dając przy tym jakby lekko torfowy posmak. Puszka wykonana solidnie i z dobrego materiału, szczelna, trudna w otwieraniu, trzeba użyć jakiegoś delikatnego narzędzia. Mieści w sobie 25g tabaki, to dość sporo ale zważywszy na jej przyjemność zażywania może szybko się skończyć. Niebagatelnym plusem jest na pewno jej cena, jak na taką ilość i jej jakość to uważam za rewelacje.
Tabakę dedykować można wszystkim, zarówno zaawansowanym, którym da przyjemność z odkrywania jej a także początkującym, którzy chcieli by coś więcej niż podstawki Poeschla. Idealna na chłodne dni przy kominku z ukochaną pijąc dobre rozgrzewające wino a także na wiosenne i letnie dni, gdzie świetnie zgrywa się z zapachami natury.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
Niesamowita gra aromatów,
świetny tytoń,
stosunkowo niska cena jak na 25g
długotrwałe działanie
świetny tytoń,
stosunkowo niska cena jak na 25g
długotrwałe działanie
Minusy Tabaki
Problem z otwieraniem puszki
A
My lady N.
Ocena ogólna
4.5
Ocena smaku
4.5
Ocena opakowania
4.5
Wielkimi krokami kończy się zima, osobiście moja ulubiona pora roku. Przypomnijcie sobie, wszechobecny śnieg, wiatr kołyszący zaspy na międzyosiedlowym placu zabaw dla dzieci, wydeptane jednoosobowe ścieżki do sklepów. Krajobraz się zmienia i ludzie też muszą, naturalna reakcja, adaptacja do środowiska, letnie koszulki i spodenki zostają zamienione na ciepłe zimowe kurtki i polary, tenisówki na buty zimowe a czapeczki z daszkiem na zimowe czapy i szaliki.
Wszystko się zmienia, zmieniać i się muszą nasze gusta, z potraw typu: lody, desery na zimo i schłodzone napoje przestawiamy się na kakao, herbaty i inne grzańce.
"Jadłospis" tabacznika też musi się zmienić, z chłodzących mentolówek czas przejść na rozgrzewające produkty. Zapewne każdy z nas zna wiele takich produktów, dziś opowiem wam o jednym z moich faworytów w tej kategorii: Firedance.
Największą trudność w recenzjach sprawa dla mnie opis tabakierki, uważam bowiem że każdy kto chociaż trochę tabak spróbował miał przyjemność chociażby zobaczyć daną tabakierkę. Nie lubię tej części jeszcze z jednego powodu, to jest po prostu nudne, nic się nie dzieje. Jednak pisanie recenzji niejako wymusza na mnie ten obowiązek, stąd też uproszczę go do niezbędnego minimum.
Tabakierka okrągła, walcowata, z solidnej angielskiej stali. Trzeba użyć trochę siły (lub sposobu) by ją otworzyć. Wieczko ozdabia naklejka informującą nas o produkcie, producencie, i ostrzeżenie o szkodliwości. Wszystko ładnie się komponuję, brunatne tło współgra z białymi napisami, ładnie.
Tabaka koloru ciemno brązowego prawie czarnego, zmielenie określiłbym jako podchodzące pod grube, wilgotność dużą, znaczną i zadowalającą gusta miłośników schmalzlerów. Daje złudzenie tabaki bardzo puszystej, po zanurzeniu palca w tabakierce niemalże nie czuję oporu zaś poszczególne fragmenty można wyczuć rozcierając ją miedzy palcami. Niekiedy obserwuję zbijanie się jej w grudki, lecz są one na tyle delikatne że wystarczy pomachać tabakierką by się ich pozbyć. Należy wyraźnie podkreślić że jest bardzo puszysta, zajmuje dużą objętość. Jednorodne zmielenie, brak jakiś pozostałych niezmielonych żyłek liści tytoniu. Wszystkie ziarenka jednakowej wielkości (przynajmniej takie dając złudzenie).
Teraz pora na najprzyjemniejszą cześć recenzji. Mili Państwo, ta tabaka to istna kopalnia aromatów, kopalnia głębinowa na dodatek. Wiele różnorodnych wzajemnie niepodobnych do siebie aromatów na raz. Aromat jest chaotyczny, nieuporządkowany, jednak w swojej turbulencji zdolny do akceptacji. Składowe części aromatu które ja jestem w stanie wychwycić to owoce (sugeruje się ku jeżynom), wanilia, jabłko, a to wszystko skąpane w alkoholowej nucie brendy. Aromat jest bardzo intensywny, natychmiast po otwarciu puszki wypełnia cały pokój nie pozostawiając miejsca dla innych codziennych zapachów. Po przybliżeniu puszki do nosa aromat staje się bardziej wyrazisty i ostrzejszy. Poszczególne części stopniowo odkrywają się wraz z całą swą siłą aromatu. Należy wyraźnie podkreślić że to jest jedna z najbardziej aromatycznych tabak jakie miałem przyjemność próbować, i dzięki niej zmieniłem swój pogląd na puszkowane SG (po zawodzie z Elmo's).
Przez pierwsze chwile po zażyciu czujemy brutalne ukłucie, trwa dosłownie kilka sekund by po nabraniu powietrza przejść w taniec, ognisty taniec. Ów występ trwa stosunkowo długo, aromaty bez opamiętania wypełniają nos pozostawiając jedynie fizyczny ślad na opuszkach palców. Wyraźnie czuję alkoholowe tło, kieruję się ku burbonie/brendy, oraz pierwszy plan składający się z dojrzałych, dorodnych owocowych nut jabłka, jeżyn i wanilii. Warto poruszyć kontekst słodkości, uważam że jest lekko przesłodzona, być może to zasługa wyczuwalnego jabłka. Idealnie rozgrzewa podczas zimnych wieczorów, polecam zażyć przed wieczornym spacerem.
Firedance jest tabaką skomplikowaną w swojej prostocie, nie oczekiwałem tego że kiedykolwiek przyjdzie mi zażywać tak misternie skomponowany wybór. Swojego czasu myślałem nad zaczęciem palenia fajki, jeśli fajkowy odpowiednik Firedance będzie chociaż w połowie tak multi aromatyczny jak proszkowana forma tego wyrobu, wybór przynajmniej dla mnie jest oczywisty. Trzeba jednak zaznaczyć że to nie jest tabaka dla wszystkich, miłośnicy lekkich tabak nie powinni myśleć nad jej zakupem. Idealnie jak już wspomniałem nadaje się na zimę, swoją trzymam w drewnianej rozsuwanej tabakierce Dholakii znajdującej się w kieszeni kurtki. Jeśli miałbym ją polecić dla jakiegoś szczególnego grona odbiorców, to miłośnicy owocowych i nie tylko schmalzlerów, ciężkich Vikingów powinni być zachwyceni, można dodać że z własnego doświadczenia podoba się dla wszystkich przedstawicielek płci pięknej które miały okazję delektować się aromatem.
Panowie, tradycyjnie już. Zdrowie Pań!
Wszystko się zmienia, zmieniać i się muszą nasze gusta, z potraw typu: lody, desery na zimo i schłodzone napoje przestawiamy się na kakao, herbaty i inne grzańce.
"Jadłospis" tabacznika też musi się zmienić, z chłodzących mentolówek czas przejść na rozgrzewające produkty. Zapewne każdy z nas zna wiele takich produktów, dziś opowiem wam o jednym z moich faworytów w tej kategorii: Firedance.
Największą trudność w recenzjach sprawa dla mnie opis tabakierki, uważam bowiem że każdy kto chociaż trochę tabak spróbował miał przyjemność chociażby zobaczyć daną tabakierkę. Nie lubię tej części jeszcze z jednego powodu, to jest po prostu nudne, nic się nie dzieje. Jednak pisanie recenzji niejako wymusza na mnie ten obowiązek, stąd też uproszczę go do niezbędnego minimum.
Tabakierka okrągła, walcowata, z solidnej angielskiej stali. Trzeba użyć trochę siły (lub sposobu) by ją otworzyć. Wieczko ozdabia naklejka informującą nas o produkcie, producencie, i ostrzeżenie o szkodliwości. Wszystko ładnie się komponuję, brunatne tło współgra z białymi napisami, ładnie.
Tabaka koloru ciemno brązowego prawie czarnego, zmielenie określiłbym jako podchodzące pod grube, wilgotność dużą, znaczną i zadowalającą gusta miłośników schmalzlerów. Daje złudzenie tabaki bardzo puszystej, po zanurzeniu palca w tabakierce niemalże nie czuję oporu zaś poszczególne fragmenty można wyczuć rozcierając ją miedzy palcami. Niekiedy obserwuję zbijanie się jej w grudki, lecz są one na tyle delikatne że wystarczy pomachać tabakierką by się ich pozbyć. Należy wyraźnie podkreślić że jest bardzo puszysta, zajmuje dużą objętość. Jednorodne zmielenie, brak jakiś pozostałych niezmielonych żyłek liści tytoniu. Wszystkie ziarenka jednakowej wielkości (przynajmniej takie dając złudzenie).
Teraz pora na najprzyjemniejszą cześć recenzji. Mili Państwo, ta tabaka to istna kopalnia aromatów, kopalnia głębinowa na dodatek. Wiele różnorodnych wzajemnie niepodobnych do siebie aromatów na raz. Aromat jest chaotyczny, nieuporządkowany, jednak w swojej turbulencji zdolny do akceptacji. Składowe części aromatu które ja jestem w stanie wychwycić to owoce (sugeruje się ku jeżynom), wanilia, jabłko, a to wszystko skąpane w alkoholowej nucie brendy. Aromat jest bardzo intensywny, natychmiast po otwarciu puszki wypełnia cały pokój nie pozostawiając miejsca dla innych codziennych zapachów. Po przybliżeniu puszki do nosa aromat staje się bardziej wyrazisty i ostrzejszy. Poszczególne części stopniowo odkrywają się wraz z całą swą siłą aromatu. Należy wyraźnie podkreślić że to jest jedna z najbardziej aromatycznych tabak jakie miałem przyjemność próbować, i dzięki niej zmieniłem swój pogląd na puszkowane SG (po zawodzie z Elmo's).
Przez pierwsze chwile po zażyciu czujemy brutalne ukłucie, trwa dosłownie kilka sekund by po nabraniu powietrza przejść w taniec, ognisty taniec. Ów występ trwa stosunkowo długo, aromaty bez opamiętania wypełniają nos pozostawiając jedynie fizyczny ślad na opuszkach palców. Wyraźnie czuję alkoholowe tło, kieruję się ku burbonie/brendy, oraz pierwszy plan składający się z dojrzałych, dorodnych owocowych nut jabłka, jeżyn i wanilii. Warto poruszyć kontekst słodkości, uważam że jest lekko przesłodzona, być może to zasługa wyczuwalnego jabłka. Idealnie rozgrzewa podczas zimnych wieczorów, polecam zażyć przed wieczornym spacerem.
Firedance jest tabaką skomplikowaną w swojej prostocie, nie oczekiwałem tego że kiedykolwiek przyjdzie mi zażywać tak misternie skomponowany wybór. Swojego czasu myślałem nad zaczęciem palenia fajki, jeśli fajkowy odpowiednik Firedance będzie chociaż w połowie tak multi aromatyczny jak proszkowana forma tego wyrobu, wybór przynajmniej dla mnie jest oczywisty. Trzeba jednak zaznaczyć że to nie jest tabaka dla wszystkich, miłośnicy lekkich tabak nie powinni myśleć nad jej zakupem. Idealnie jak już wspomniałem nadaje się na zimę, swoją trzymam w drewnianej rozsuwanej tabakierce Dholakii znajdującej się w kieszeni kurtki. Jeśli miałbym ją polecić dla jakiegoś szczególnego grona odbiorców, to miłośnicy owocowych i nie tylko schmalzlerów, ciężkich Vikingów powinni być zachwyceni, można dodać że z własnego doświadczenia podoba się dla wszystkich przedstawicielek płci pięknej które miały okazję delektować się aromatem.
Panowie, tradycyjnie już. Zdrowie Pań!
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
kopalnia aromatów
zimowy grzaniec
zimowy grzaniec
Minusy Tabaki
ciężki aromat może odpychać na początku znajomości
Z
Ogień w kominku
(Updated: Lipiec 07, 2014)
Ocena ogólna
4.3
Ocena smaku
4.5
Ocena opakowania
3.5
Nie jestem specjalistą w dziedzinie tabak - nadal zbyt mało ich spróbowałem, ale wiem już, że tabaki Samuel Gawith mogę kupować w ciemno. Firedance było moją pierwszą poważną tabaką (czyt. inna niż mentolówki Pöschla). Szukałem wówczas tabaki zdecydowanej w smaku i średniej mocy.
Pierwsze otwarcie puszki jest niesamowite. Zapach Firedance roznosi się po całym pomieszczeniu - dosłownie. Dominują głównie nuty owocowe i te będzie już zawsze czuć przy otwarciu puszki oraz z nosa. Nikt nigdy nie narzekał na zapach Firedance a każdy kto ze mną rozmawiał lub siedział obok zawsze czuł zapach owoców (po zażyciu, nie z puszki). Tak, aromat jest niesamowicie mocny i wyczuwalny.
Po zażyciu tabaki w nosie dzieje się sporo. Początek jest zdecydowanie owocowy i kojarzy mi się z ogólnym pojęciem "owoców lasu". Wanilii nie wyczułem nigdy. Nuty alkoholu faktycznie gdzieś się przebijają delikatnie przez owoce. Gdy już po całkiem sporym czasie owoce opadną, poczuje się, moim zdaniem, najlepsze, co ta tabaka ma do zaoferowania, czyli złożony aromat, gdzie owoce nadal są wyczuwalne, ale czuć również aromat tytoniu i aromat drewniany. Całość z lekką nutą brandy/koniaku powoduje, że trudno nie wyobrazić sobie zimowego wieczoru przed kominkiem z lampką owego trunku w dłoni.
Aromat jest złożony i każdy odkryje go po swojemu, ale chyba nikt nie będzie zawiedziony. Zimą, czy jesienią idealna, "rozgrzewająca" tabaka, ale i latem miło ją się wciąga na spacerach po lesie. Mogę też dodać, że świetnie komponuje się z ciemnymi piwami (koźlaki, portery, Fortuna jak najbardziej), do ostrych potraw z ciemnym mięsem.
To jedna z nielicznych tabak, przy których zdarza mi się zapomnieć z czasem, że mam ją w nosie - tabaczanego kataru nie miewam po niej, aromat utrzymuje się bardzo długo, więc nie spieszę się z wydmuchaniem nosa - to powoduje, że często spływa mi do gardła, co jednak wcale nie jest nieprzyjemne - nic nie drapie, nic nie odrzuca - smak w gardle jest taki sam jak aromat w nosie - przyjemny.
P.s.
Puszka w standardzie Samuel Gawith - solidna i szczelna. Osobiście lubię ten rozmiar - w tej cenie dostaje się spory zapach doskonałej tabaki.
Dopisek z 2014 r.
Kiedy recenzowałem Firedance, była ona dostępna w puszce ze standardową etykietą Samuela Gawitha. Obecnie jest z etykietą dedykowaną, symboliczny rysuneczek tancerki na białym tle. Grafika, rzecz gustu - osobiście uważam, że nowe etykiety są wizualnie naganne, tandetne a wręcz brzydkie, ale jako rzekłem - rzecz gustu. Inną rzeczą jest dawać niemal całą białą etykietę do tabaki. Zażywając palcami, często drobinki tabaki zostają na palcach podczas zamykania puszki, co powoduje, że etykieta bardzo szybko się zbrudzi - dodatkowo sama etykieta z czasem się ściera, co tylko przyspiesza brudzenie. Według mnie, słaby pomysł, ale o obecnych etykietach i nazwach tabak od Samuela, mógłbym napisać cały osobny artykuł. Obniżam, za jakość i kolor etykiety, ocenę opakowania o pół gwiazdki. Zdecydowanie wolałem stare uniwersalne etykiety.
Pierwsze otwarcie puszki jest niesamowite. Zapach Firedance roznosi się po całym pomieszczeniu - dosłownie. Dominują głównie nuty owocowe i te będzie już zawsze czuć przy otwarciu puszki oraz z nosa. Nikt nigdy nie narzekał na zapach Firedance a każdy kto ze mną rozmawiał lub siedział obok zawsze czuł zapach owoców (po zażyciu, nie z puszki). Tak, aromat jest niesamowicie mocny i wyczuwalny.
Po zażyciu tabaki w nosie dzieje się sporo. Początek jest zdecydowanie owocowy i kojarzy mi się z ogólnym pojęciem "owoców lasu". Wanilii nie wyczułem nigdy. Nuty alkoholu faktycznie gdzieś się przebijają delikatnie przez owoce. Gdy już po całkiem sporym czasie owoce opadną, poczuje się, moim zdaniem, najlepsze, co ta tabaka ma do zaoferowania, czyli złożony aromat, gdzie owoce nadal są wyczuwalne, ale czuć również aromat tytoniu i aromat drewniany. Całość z lekką nutą brandy/koniaku powoduje, że trudno nie wyobrazić sobie zimowego wieczoru przed kominkiem z lampką owego trunku w dłoni.
Aromat jest złożony i każdy odkryje go po swojemu, ale chyba nikt nie będzie zawiedziony. Zimą, czy jesienią idealna, "rozgrzewająca" tabaka, ale i latem miło ją się wciąga na spacerach po lesie. Mogę też dodać, że świetnie komponuje się z ciemnymi piwami (koźlaki, portery, Fortuna jak najbardziej), do ostrych potraw z ciemnym mięsem.
To jedna z nielicznych tabak, przy których zdarza mi się zapomnieć z czasem, że mam ją w nosie - tabaczanego kataru nie miewam po niej, aromat utrzymuje się bardzo długo, więc nie spieszę się z wydmuchaniem nosa - to powoduje, że często spływa mi do gardła, co jednak wcale nie jest nieprzyjemne - nic nie drapie, nic nie odrzuca - smak w gardle jest taki sam jak aromat w nosie - przyjemny.
P.s.
Puszka w standardzie Samuel Gawith - solidna i szczelna. Osobiście lubię ten rozmiar - w tej cenie dostaje się spory zapach doskonałej tabaki.
Dopisek z 2014 r.
Kiedy recenzowałem Firedance, była ona dostępna w puszce ze standardową etykietą Samuela Gawitha. Obecnie jest z etykietą dedykowaną, symboliczny rysuneczek tancerki na białym tle. Grafika, rzecz gustu - osobiście uważam, że nowe etykiety są wizualnie naganne, tandetne a wręcz brzydkie, ale jako rzekłem - rzecz gustu. Inną rzeczą jest dawać niemal całą białą etykietę do tabaki. Zażywając palcami, często drobinki tabaki zostają na palcach podczas zamykania puszki, co powoduje, że etykieta bardzo szybko się zbrudzi - dodatkowo sama etykieta z czasem się ściera, co tylko przyspiesza brudzenie. Według mnie, słaby pomysł, ale o obecnych etykietach i nazwach tabak od Samuela, mógłbym napisać cały osobny artykuł. Obniżam, za jakość i kolor etykiety, ocenę opakowania o pół gwiazdki. Zdecydowanie wolałem stare uniwersalne etykiety.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
+ intensywny aromat aż do wyczerpania puszki
+ dobra na każdą porę, ale idealna na jesienne i zimowe wieczory
+ łagodna dla gardła, żeby nie powiedzieć, że spływa przyjemnie
+ odkryć można coś nawet podczas ostatniej szczypty
+ aromat bardzo podoba się kobietom, więc to może być dobra tabaka jeśli piękniejsza połówka nie akceptuje tabaczanego hobby ;)
+ dobra na każdą porę, ale idealna na jesienne i zimowe wieczory
+ łagodna dla gardła, żeby nie powiedzieć, że spływa przyjemnie
+ odkryć można coś nawet podczas ostatniej szczypty
+ aromat bardzo podoba się kobietom, więc to może być dobra tabaka jeśli piękniejsza połówka nie akceptuje tabaczanego hobby ;)
Minusy Tabaki
- gdzie ta wanilia?
- mogłaby być odrobinę mniej owocowa (tylko odrobinę)
- etykieta z taką ilością bieli nie jest dobrym pomysłem (szybko się brudzi)
- mogłaby być odrobinę mniej owocowa (tylko odrobinę)
- etykieta z taką ilością bieli nie jest dobrym pomysłem (szybko się brudzi)
H
Pełna jaskrawość
Ocena ogólna
5.0
Ocena smaku
5.0
Ocena opakowania
5.0
Otwieram puszkę i uderzają mnie owoce. Uderzają w sensie literalnym z siłą nieokreślonego zapachu. Owoce słodkie i cierpkie jednocześnie, pośród których niezwykle trudno wyszczególnić poszczególne nuty aromatyczne. Organoleptycznie przekracza to po prostu moje możliwości. SG produkuje na szczęście także tytonie fajkowe i wiele jest analogów pomiędzy ich twórczościa tabaczaną i tytoniową. Posłużmy się więc szeroką paralelą do siostrzanego produktu: SG Firedance w wersji pipe tobbaco, aromatyzowanej czarną porzeczką, wanilią i brandy. Od siebie dodam, że w tej tabace wyczuwam także delikatną śliwkę, ewentualnie delikatne prażone jabłko (sic!). Moje odczucia radzę jednak potraktować z przymrużeniem oka. Sądzę bowiem, że każdy tabaczarz wyczuje w Tańcu Ognia coś innego.
Po zażyciu nic się nie zmienia. Firedance wciąż okłada mnie pięściami na oślep. Osobiście, w tym konkretnym wypadku nawet mi się to podoba, choć na pewno znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że to nieprzyzwoite. Koniecznie trzeba zaznaczyć, że aromat mimo całej poliaromatyczności, inwazji i poniekąd gwałtu jaki wyrządza zmysłom, jest zaskakująco jednolity, skomponowany z iskrą geniuszu. Ciężko poszczególne nuty wyodrębnić, a nawet jak się udaje, jeszcze trudniej je nazwać. Siła i harmonia - harmonia intensywności, że posłużę się taką metaforą.
Mądrej intensywności, dalekiej od bezmyślnej przesady i nachalności. Intensywności która pozwala się sobą rozkoszować. Nie bez znaczenia jest tu baza tytoniowa podobna do tej znanej z Viking Peach - wędzona delikatnie, ciemna i dość bogata w nikotynę. Forma tej tabaki również jest podobna do innych SG z wielkich puszek - ponadprzeciętnie wilgotna i średnio zmielona.
A co poeta miał na myśli? Firedance, Taniec Ognia jest bowiem określeniem o tyle chwytliwym, co enigmatycznym. Trzeba jasno powiedzieć: ognia w tej tabace nie ma: nie parzy, nie gryzie. Jest intensywność, gwałtowność i pewne napięcie. Jednolity na pozór aromat zdaje się tańczyć i mienić poszczególnymi nutami zapachowymi. Ale powtarzam - tylko pozornie - nigdy nie odstępując od zasady harmonii i wyważenia. Aromat w tej tabace jest jaskrawy i to chyba najlepsze dlań określenie. Prawdziwy Taniec Ognia.
Po zażyciu nic się nie zmienia. Firedance wciąż okłada mnie pięściami na oślep. Osobiście, w tym konkretnym wypadku nawet mi się to podoba, choć na pewno znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że to nieprzyzwoite. Koniecznie trzeba zaznaczyć, że aromat mimo całej poliaromatyczności, inwazji i poniekąd gwałtu jaki wyrządza zmysłom, jest zaskakująco jednolity, skomponowany z iskrą geniuszu. Ciężko poszczególne nuty wyodrębnić, a nawet jak się udaje, jeszcze trudniej je nazwać. Siła i harmonia - harmonia intensywności, że posłużę się taką metaforą.
Mądrej intensywności, dalekiej od bezmyślnej przesady i nachalności. Intensywności która pozwala się sobą rozkoszować. Nie bez znaczenia jest tu baza tytoniowa podobna do tej znanej z Viking Peach - wędzona delikatnie, ciemna i dość bogata w nikotynę. Forma tej tabaki również jest podobna do innych SG z wielkich puszek - ponadprzeciętnie wilgotna i średnio zmielona.
A co poeta miał na myśli? Firedance, Taniec Ognia jest bowiem określeniem o tyle chwytliwym, co enigmatycznym. Trzeba jasno powiedzieć: ognia w tej tabace nie ma: nie parzy, nie gryzie. Jest intensywność, gwałtowność i pewne napięcie. Jednolity na pozór aromat zdaje się tańczyć i mienić poszczególnymi nutami zapachowymi. Ale powtarzam - tylko pozornie - nigdy nie odstępując od zasady harmonii i wyważenia. Aromat w tej tabace jest jaskrawy i to chyba najlepsze dlań określenie. Prawdziwy Taniec Ognia.
Podsumowanie o tabace
Zalety tabaki
+ perfekcyjnie skomponowany, złożony aromat
+ doskonały o każdej porze roku (choć pierwotnie został skomponowany specjalnie na święta 2011)
+ jedna z najlepszych owocówek jakie próbowałem
+ doskonały o każdej porze roku (choć pierwotnie został skomponowany specjalnie na święta 2011)
+ jedna z najlepszych owocówek jakie próbowałem
Minusy Tabaki
- nie dostrzegam
P