Café Royale

Jednym słowem: pyszności. Dwoma: najlepsza tabaka. Kawa. Coś powszedniego, coś, czego smak i zapach zna każdy z nas. Czy możliwe jest, żeby aromat, który niejednego z nas budzi rano, czymś nas zaskoczył? Tak. Nie wszyscy bowiem próbowali kawy królewskiej. Ja też nie. Ale jeżeli jej smak, jest tak doskonały jak aromat tabaki o tej samej nazwie... to spełnienie smakowe. Schludnie zawinięta w sreberku (podziękowania dla Elektrona) spora porcja Cafe Royale wkrótce znalazła się w pustej, starannie wyczyszczonej siedmiogramówce po Red Bullu. Podczas tego "wkrótce" zdziwiłem się bardzo. Czy to możliwe? Aromat bardzo wyraźny... wręcz skondensowany, bardzo "punktowy". Konsystencja raczej grubo mielona, łatwo zbija się w wyjątkowo mocne grudki. Przesypałem szybko coby nie uronić ani kropelki aromatu. Gdy opakowanie zostało szczelnie zamknięte, nie mogłem oprzeć się pokusie sięgnięcia głębiej w ten aromat. Malutko na rączkę. I z nabożną cierpliwością delikatnie wciągnąłem pył do nosa. Natychmiast stanąłem przed imaginacją całego rodowodu kawy wykwintnej. Na początku, delikatnie pociągając nosem, ujrzałem króla z filigranową filiżaneczką wypełnioną do połowy aromatycznym, gęstym płynem, którego zarówno moc, jak i aromat pobudza. Następnie ta sama kawa, lecz w postaci pękatych i czarnych ziaren, składowana była w dużych, drewnianych beczułkach. Tak, zapach tego drewna wyraźnie przemknął mi przed oczami. W ostatnim, olfaktorycznym widziadle, wyścielone pnączami kawowca etiopskie pola okupowane są przez rodzimych mieszkańców, którzy ze wrodzoną pracowitością zbierają cenne nasiona. Przestrzeń, zapach i moc natury jest nie do przeoczenia. Nie ma tam słodkości. Tak jak w życiu Etiopczyka. To mieszanka niezwykła. Wielowarstwowa. Bardzo szorstka, surowa, wymagająca. Lecz przede wszystkim... pyszna! Jeżeli miałbym zabrać jedną tabakę na bezludną wyspę, była by to na pewno puszeczka z napisem Cafe Royale.

Grubo zmielona, wilgotna, ciężka tabaka. Do dostania w Londynie, chociaż ten konkretny smak widziałem w jakimś sklepie internetowym. Zapach unoszący się znad puszki jest oszałamiający. Silny, ciężki, kawowo-czekoladowo-korzenny. Po zażyciu jest tylko lepiej, ponieważ zapach się "zaokrągla" nabiera pełni. Tabaka jest, szczególnie jak na "Anglika", ciężka i potrafi dość nieprzyjemnie spłynąć do gardła, ale połączenie pewnej słodyczy i wytrawności jest tego warta. Niestety opakowanie nie należy do produktów najwyższej klasy, jest to standardowa puszka od Wilsons of Sharrow z czarno-białą, firmową naklejką... Nic specjalnego. Ale liczy się wnętrze.